Jeśli kiedyś zastanawialiście się czy nasi południowi sąsiedzi piszą ciekawie to polecam wam wziąć do ręki którąś z książek Mirka Zambocha. Ten czeski pisarz przez ostatnie lata napisał wiele ciekawych powieści m.in. rewelacyjny cykl o Koniaszu. To swojsko brzmiące imię bynajmniej średnio pasuje do zabijaki jakim jest nasz główny bohater, lecz z czasem przymróżymy oko na jego wyczyny i zapałamy doń sympatią. Jeśli chodzi o styl pisarski autora to jest on przede wszystkim bardzo płynny i lekki. To głównie dzięki temu czyta się jego książki z tak dużą przyjemnością i niestety w tak krótkim czasie, bo działają jak przysłowiowy magnez. Świat w jego powieściach jest spójny, sensowny i wydaje się bardzo realny, więc łatwo zatapiamy się już po kilku stronach w liczne przygody Koniasza. Polecam na oderwanie się od cięższych pozycji literackich !
Recenzja
Cykl o Koniaszu składa się obecnie z 6 książek ( 3 części ) :
- Na ostrzu noża I i II
- Krawędź Żelaza I i II
- Koniasz Wilk Samotnik I i II
Koniasz w dużym skrócie jest najemnikiem pełną gębą. Potrafiący władać każdą bronią, doskonały tropiciel i strateg. Jednak nie jest żadnym tam awanturnikiem, ani okrutną osobą. Co prawda mordę ma poharataną nieprzeciętnie co czyni jego oblicze dość pochmurnym, ale prawie zawsze kieruje się honorem. Nie zdradza mocodawców, nie dokonuje kradzieży, a wręcz wypełnia każde zadanie z niebywałą starannością. I tak sobie żyje ten nasz pan Koniasz, pomnaża swój majątek, podróżuje po świecie, rozwija sieć kontaktów, ucieka przed polującymi na niego zabójcami, żółnierzami konwentu jak i samym władcą czyli cesarzem.
Można by pokusić się o opisanie poszczególnej książki, ponieważ każda z nich zawiera pojedyncze przygody, a razem tworzą ciekawą i spójną całość, ale nie sądzę, aby miało to większy sens. W każdej z nich Koniasz przeżywa solidną dawkę akcji, okraszony rozbudowanymi przerywnikami, które elegancko i miło dopełniają książkę. W ten prosty sposób, lekturę pochłoniemy zanim zorientujemy się, że mijamy tą którąś setną stronę, będącą ostatnią. Ciekawym dodatkiem są liczne obrazki/szkice zamieszczane w książce. Niestety nie wszystkie na wysokim poziomie artystycznym, choć specjalnie dla Was wybrałem jeden...
Nie wątpliwie książki Zambocha są warte uwagi, nie tylko ten jeden cykl, ale i pozostałe. Jeśli tylko dostanę w swoje ręce np. Strażnika od razu pospieszę z recenzją.
Dodatkowe informacje
O autorze: http://pl.wikipedia.org/wiki/Miroslav_%C5%BDamboch
Tytuł : Na ostrzu noża I
Autor: Miroslav Žamboch
Ilustrator: Dominik Broniek
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Wydanie polskie: 1/2007
Seria wydawnicza: Obca Krew
Liczba stron: 384
Format: 125x195 mm
Oprawa: miękka
Wydanie: I
Ilustrator: Dominik Broniek
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Wydanie polskie: 1/2007
Seria wydawnicza: Obca Krew
Liczba stron: 384
Format: 125x195 mm
Oprawa: miękka
Wydanie: I
Tytuł : Na ostrzu noża II
Autor: Miroslav Žamboch
Ilustrator: Dominik Broniek
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Wydanie polskie: 4/2007
Seria wydawnicza: Obca Krew
Liczba stron: 376
Format: 125 x 195 mm
Oprawa: miękka
Ilustrator: Dominik Broniek
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Wydanie polskie: 4/2007
Seria wydawnicza: Obca Krew
Liczba stron: 376
Format: 125 x 195 mm
Oprawa: miękka
Wydanie: I
Tytuł : Krawędź Żelaza I
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Wydanie polskie: 11/2007
Liczba stron: 416
Format: 125x195 mm
Oprawa: miękka
Miejsce wydania: Lublin
Wydanie polskie: 11/2007
Liczba stron: 416
Format: 125x195 mm
Oprawa: miękka
Wydanie: I
Tytuł : Krawędź Żelaza I
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Wydanie polskie: 1/2008
Seria wydawnicza: Bestsellery polskiej fantastyki
Liczba stron: 424
Format: 125x195 mm
Oprawa: miękka
Wydanie: I
Miejsce wydania: Lublin
Wydanie polskie: 1/2008
Seria wydawnicza: Bestsellery polskiej fantastyki
Liczba stron: 424
Format: 125x195 mm
Oprawa: miękka
Wydanie: I
Tytuł : Koniasz Wilk Samotnik I
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Warszawa
Wydanie polskie: 10/2010
Tytuł oryginalny: Koniáš vlk samotář, t.1
Seria wydawnicza: Obca Krew
Liczba stron: 408
Format: 125x195 mm
Oprawa: miękka
Wydanie: I
Miejsce wydania: Warszawa
Wydanie polskie: 10/2010
Tytuł oryginalny: Koniáš vlk samotář, t.1
Seria wydawnicza: Obca Krew
Liczba stron: 408
Format: 125x195 mm
Oprawa: miękka
Wydanie: I
Tytuł : Koniasz Wilk Samotnik II
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Tytuł oryginału: Koniáš vlk samotář
Tłumaczenie: Andrzej Kossakowski
Tytuł oryginału: Koniáš vlk samotář
Tłumaczenie: Andrzej Kossakowski
Seria: Obca Krew
Data wydania: 19 Listopad 2010
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 392
Data wydania: 19 Listopad 2010
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 392
Fragmenty
Rezka niespokojnie przyglądała się koszykowi z
sześcioma zakurzonymi jeszcze butelkami wina, które Koniasz wybrał na
uroczysty toast. Staranność, z jaką podchodził nawet do tak nieistotnych
drobiazgów, zdenerwowała ją. Przyszło jej do głowy, że naprawdę wdała
się w interes, z którego może nie wyjść cało. We wspomnieniach wróciła
do chwili, kiedy po raz pierwszy zobaczyła Kowalskiego. Prawdopodobnie
to wszystko zaczęło się już wtedy. Wystarczyło, że odrzuciłaby jego
propozycję i nigdy nie znalazłaby się w takiej sytuacji. A także nigdy
nie uciekłaby ze Złotej Magnolii, przypomniała sobie. Może
wystarczyłoby, żeby wtedy Kowalski nie spił się do nieprzytomności, a
ona się z nim przespała. Pewnie już nigdy by go nie zobaczyła, ponieważ -
wykorzystała swoją intuicję - wstydziłby się jej. Konkluzja, do której
Rezkę doprowadziła znajomość mężczyzn, rozbawiła dziewczynę. Wydawało
jej się to niewiarygodne, ale wiedziała, że to prawda. Uspokojona
powróciła do rzeczywistości. Złapała pierwszą butelkę, żeby ją wytrzeć i
włożyć do naczynia chłodzącego z lodem, ale zamiast tego zamarła w
połowie ruchu. Wpadła na pewien pomysł. Wyciągnęła jeszcze dwie butelki i
z wysokości upuściła na ziemię. Trzask rozbitego szkła ściągnął do
przygotowalni pomoc kuchenną.
- W porządku, posprzątam to sama. - Rezka odgoniła ją gestem.
Zgarnęła odłamki na szufelkę i postawiła w kącie tak,
żeby każdy zauważył. Pozostałe trzy butelki wyglądały w naczyniu
chłodzącym samotnie. To było dokładnie to, czego potrzebowała.
Przed siódmą zapłaciła wynajętej służbie, w domu
zostawiła tylko dwie kelnerki. Dla pewności posłała je do kuchni. Po raz
ostatni sprawdziła zaaranżowane pomieszczenia, czystość kieliszków,
jedzenie. Wszystko było w najlepszym porządku. Nawet pedantyczny Keleman
nie znalazłby żadnej wady. Już ktoś walił do drzwi. Posłała starego
sługę, żeby otworzył, a sama stanęła za zasłoną, aby widzieć, kto
przychodzi. Pierwszy przybył hrabia Mardadetti. Tylko że nie towarzyszył
mu jeden ochroniarz, lecz dwóch. Rezka przełknęła ślinę, żeby pozbyć
się guli strachu w gardle, wygładziła spódnicę i szybko udała się na
swoje miejsce. Służący zaprowadził gościa do salonu. Hrabia przywitał
Rezkę, jakby rzeczywiście była panią domu. Zawsze tak robił, nawet jeśli
w późniejszych godzinach wieczoru niektóre jego propozycje były mocno
perwersyjne.
Klevi i Giusepe przyszli razem i towarzyszył im tylko
jeden zabijaka. Rezce ulżyło. Starała się, żeby goście dobrze się
bawili, a ich puchary nigdy nie były puste, i udawało się jej to.
Zdawała sobie jednak sprawę, że za chwilę znów spytają o Kelemana i tym
razem nie wystarczy jakaś błaha wymówka. Nevym przyszedł ostatni. Rezka
nie miała pojęcia, jak dostał się do środka, ponieważ nie pukał. Za nim
na korytarzu ujrzała czterech ludzi z ochrony.
- Gdzie jest? - warknął Nevym zamiast powitania.
Rezka zrozumiała, że hrabia musiał słyszeć o czymś nieprzyjemnym.
- Kto? - zapytała i bezradnie wydęła wargi.
Nevym szybko się do niej zbliżył, bez ostrzeżenia
wymierzył podwójny policzek, aż ją zmiotło z fotela. Rezka poczuła na
ustach żelazisty smak krwi. Nie zaczyna się dobrze, przyszło jej do
głowy.
- Nie rób z siebie idiotki, dziwko! Dobrze wiesz, o kogo pytam. Gdzie jest Keleman?
Gorączkowo się zastanawiała. Jeśli się podniesie,
Nevym ponownie ją uderzy i znów Rezka upadnie. Jeśli będzie wciąż
siedzieć, może ją zakopać na śmierć bezpośrednio na podłodze. Pozostali,
co prawda, wydawali się być zdziwieni i zdegustowani, ale wiedziała, że
nie ruszyliby nawet palcem, żeby jej pomóc. Ostrożnie wstała.
- Gdzie jest?! Mów!
Uchyliła się od policzka, opuszczając głowę, lecz
ciosu pięścią w brzuch się nie spodziewała. Upadła na kolana, próbując
złapać oddech.
- Mów albo to z ciebie wybiję!
Nevym z wściekłości zaciskał dłonie w pięści.
Pozostali goście przyglądali się ze swoich wygodnych foteli z
umiarkowanym zdziwieniem. Mardadettiemu, który wypił najwięcej,
oczywiście się to podobało. Wszyscy zasługujecie, żeby zdechnąć,
pomyślała Rezka z nienawiścią.
- To nie będzie się mu podobać. Nie lubi, kiedy bije
mnie ktoś inny - wysepleniła specjalnie tak, żeby wyglądało, iż nie ma
zęba.
Nevym przerwał. Wszyscy wiedzieli, że Keleman w
pewien sposób jest do dziewczyny przywiązany. Nawet jeśli czasem dla
zabawy ją poniżał przed gośćmi, to nigdy jej nie pożyczał.
- Słyszałem, że Kelemanowi coś nie wyszło i muszę z
nim porozmawiać. Nigdzie nie mogłem go zastać, dopiero teraz, kiedy nas
wszystkich zaprosił do siebie - kontynuował Nevym trochę spokojniej. -
Dlaczego go tu nie ma?
Rezka wyczuła, że teraz przyszedł ten moment, że
miała szansę zyskać trochę czasu. Koniasz, spiesz się, inaczej mnie
zatłucze, modliła się w myślach.
- Powiedział mi, że ma to być uroczysty wieczór dla
uczczenia zakończonego sukcesem przedsięwzięcia. Podobno coś bardzo
wyjątkowego. Kelner rozbił trzy butelki wina i Keleman poszedł po nowe. -
Przybrała skrzywdzony i gapowaty wyraz twarzy.
- Nie kłam! Ma pełną piwnicę, trzy butelki nie mogą wszystkiego zdezorganizować!
- Jaka to była marka? - Do rozmowy z zainteresowaniem wmieszał się Klevi.
Rezka wiedziała, że ten człowiek podziela namiętność Kelemana do dobrych win.
- Nie wiem, nie znam się na tym, może pan popatrzeć w przygotowalni - jęknęła.
Poszli za Rezką wszyscy. Nevym tuż za nią, jakby się
bał, że spróbuje mu uciec. Klevi zajrzał do naczynia chłodzącego i
cmoknął z uznaniem.
- Chablis ze zbiorów sprzed dwunastu lat. To był
wyśmienity rok. Kelnera należałoby wybatożyć. Jeśli Keleman zdoła
jeszcze teraz zdobyć kolejne trzy butelki, ma o wiele lepsze kontakty
niż myślałem. Wróćmy do salonu, panowie. Dzisiejszego wieczoru nasze
podniebienia powinny dostać coś delikatnego. Takie wino na to zasługuje.
Co też nasza droga gospodyni może nam zaproponować?
Zaoferował Rezce ramię i z kurtuazją wyprowadził z
pomieszczenia. Rezka wiedziała, że ten człowiek nie rzuca słów o
batożeniu na wiatr. Kiedyś handlował niewolnikami, i sam Keleman
twierdził, że osobiście zakatował kilku ludzi. Koniasz, na miłość boską,
przyjdź już! - życzyła sobie w duchu.
Cichy chrobot usłyszała tylko ona, na dźwięk metalu
szurającego o kamień zwrócili uwagę jedynie niektórzy, lecz przekleństwo
strażnika usłyszeli już wszyscy. Potem stało się wiele rzeczy naraz.
Starała się uciec chyłkiem po schodach na górne piętro, ale Nevym był
szybszy i chwycił ją za ramię.
- Ty tu zostaniesz!
- Kusza, rzuć mi tę kuszę! - krzyknął do niego Mardadetti. Mężczyzna posłuchał.
- To zasadzka! Znikamy stąd! Tylnym wyjściem! - rozkazał Nevym.
Jednocześnie z przygotowalni wbiegło do środka dwóch kolejnych ochroniarzy, jeden z krwawą szramą na twarzy.
- Uciekł na piętro! - wrzasnął.
- Kto to, do cholery, jest? - chrypiał Giusepe, ale
Nevym już popychał przed sobą Rezkę na zewnątrz salonu. Dziewczyna kątem
oka ujrzała ruch za sobą i odwróciła się. Nevym też to zauważył.
- Tam! - syknął.
Koniasz skoczył z półpiętra aż na dół i wylądował w
głębokim przysiadzie, w prawej ręce trzymał miecz, drugą miał pustą,
żołnierz przy drzwiach do przygotowalni przewrócił się z nożem w gardle.
- Zdejmijcie go! Jest sam! - ktoś krzyknął.
Rezka spróbowała wyrwać się z uścisku Nevyma, lecz
ten trzymał ją przed sobą jak tarczę. Klevi wyciągał swój ozdobny
mieczyk i zanim sobie uświadomił, jaką głupotę popełniał, upadł na
ziemię ze szramą przez pierś. Koniasz w obrocie chciał się opędzić od
Mardadettiego, ale stary hrabia wykręcił się półprzysiadem, jego kusza
szczęknęła, miecz Koniasza zabrzęczał na podłodze, prawą rękę miał
przestrzeloną w ramieniu, strzała została w ranie.
- Nie ma broni! Skończcie z nim! - wydzierał się
Nevym. Dwaj strażnicy z mieczami utorowali sobie drogę przez ogólne
zamieszanie. Koniasz cofnął się do ściany, miał puste ręce. Rezka z
desperacją szukała czegoś, czym mogłaby mu pomóc. Na podręcznym stoliku
obok niej stał tylko antyczny wazon z różowej porcelany. Hrabia
Mardadetti założył do kuszy rezerwową strzałę z kolby. Ochroniarze byli
zaledwie trzy kroki od Koniasza. Ten, zamiast uciec przez drzwi,
przemknął się koło Giusepe, lewym sierpowym w brodę rzucił go
prześladowcom pod nogi i ze ściany za sobą zdjął dwie kusze. Kiedy się
poruszył, ze zranionego ramienia trysnął mu krótki strumień czerwonej
krwi. Wystrzelił z biodra z obu broni naraz, strażnicy skończyli na
podłodze ze strzałami w brzuchu. Mardadetti podniósł kuszę i starannie
wymierzył, Rezka chwyciła wazon i z całej siły cisnęła nim w hrabiego.
Giusepe ze sztyletem w ręku rzucił się na Koniasza. Porcelana
roztrzaskała się o łysą potylicę hrabiego, brzęknęła kusza, Giusepe
krzyknął, Rezka skoczyła do przodu i rozpłaszczyła się na podłodze.
Zapanowała cisza. Dziewczyna ostrożnie podniosła
głowę i rozejrzała się. W pomieszczeniu oprócz niej przy życiu zostały
tylko dwie osoby - Koniasz i Nevym. Obaj mężczyźni uważnie się sobie
przyglądali, ona leżała między nimi. Nie odważyła się nawet drgnąć.
Nevym obserwował przeciwnika i szacował swoje szanse.
Zabijaka był oczywiście zraniony w paru miejscach, w lewym ramieniu
miał wciąż wbitą strzałę, materiał spodni na prawym udzie przesiąkał
krwią. Wyglądało jednak, że tych ran nawet nie zauważał. Nevym nie był
żołnierzem, był intrygant, dworzaninem i szpiegiem. Doświadczenie go
nauczyło, że więcej niż siłą da się zyskać przebiegłymi pertraktacjami,
podstępem, czasem też sprytnymi kompromisami.
- Zawrzemy transakcję? - zaproponował pytająco.
Oczy mężczyzny pozostały obojętne, utkwione w wyimaginowany punkt gdzieś na piersi Nevyma. Mimo to odpowiedział:
- Może. Co proponujesz?
Nevym przestąpił z nogi na nogę, w lewej ręce trzymał
sztylet. Wydawało mu się, że rękojeść pali go w dłoń. Klevi z prawej
strony poranionego Koniasza lekko się poruszył. Nevym wstrzymał oddech i
zaczął grać na zwłokę. Miał nadzieję, że ten kupiecki baran nie będzie
kolaborował i spróbuje dostać zabijakę od tyłu. Ta mała dziwka na
szczęście nic nie zauważyła.
- Cokolwiek będziesz chciał, a ja będę w stanie ci to dać.
- Chcę wiedzieć, dla kogo pracowaliście, kto wynajął Duna, kto ma na sumieniu sprawę z wąglikiem.
Nevym zmrużył oczy. Może plan Kelemana w końcu
wypalił? - pomyślał. Może sytuacja nie była taka zła, jak się obawiał?
Teraz musiał tylko pozbyć się tego chudego zabijaki i wszystko będzie
jak dawniej. Może nawet lepiej. Klevi podniósł głowę, wydawało się, że
nasłuchuje. Rusz się, weź się w garść, ty kupiecki tchórzu, zachęcał go w
duchu Nevym. Wystarczy jeden cios w plecy, facet już goni resztkami
sił.
- Kiedy to zdradzę, pozwolisz mi iść? - zapytał Nevym.
Koniasz skinął.
- Pracujemy dla cesarza. My wszyscy, którzy tutaj
byliśmy. - Nevym rozejrzał się dokoła. - Oprócz Kelemana. On pracuje
sam, ale czasem bierze od nas zamówienia. Te najbrudniejsze. Dostaliśmy
rozkaz, żeby zniszczyć karawanę Masnera za każdą cenę, jednak jakoś nam
się nie udawało. Przypuszczam, że za naszymi niepowodzeniami stoisz ty.
Nevym zamilknął w krasomówczej pauzie, ale Koniasz
nie reagował. Klevi pomału przyciągał ręce do tułowia, żeby jak
najszybciej się podnieść.
Nevym ucieszył się w duchu. Wyglądało na to, że się uda.
- Kontynuuj - zachęcił go Koniasz.
Nevym skinął głową.
- Keleman brał prace ze wszystkich stron i ktoś mu
zaproponował piękną paczuszkę za zyskanie dowództwa nad karawaną. Tylko
że w tym czasie zainkasował już zaliczkę od cesarza, dokładnie mówiąc od
Giusepe. Za trzydziestoprocentową prowizję z jego honorarium, dałem
Kelemanowi namiar na Duna, agenta cesarza do spraw zbrojnych. Zgodnie z
nowym planem miał przejąć karawanę a później ją przekazać trzeciej
stronie.
- A potem? - zapytał Koniasz spokojnie, jakby wcale go to nie interesowało.
- A potem miał zaatakować wąglikiem. Mardadetti
kiedyś handlował bydłem i miał wystarczająco dużo kontaktów, żeby od
rzeźników kupić cztery chore sztuki. Ja załatwiłem transport na miejsce,
a Keleman resztę.
Klevi był już przygotowany, Nevym poznał to po dłoni
kurczowo opierającej się o podłogę. Teraz! - krzyknął w duchu. Handlarz
jakby go usłyszał, błyskawicznie się podniósł, ale zamiast zaatakować,
uciekł przez drzwi. Koniasz szarpnął się w kierunku kuszy, która leżała
obok Rezki na ziemi. Dziewczyna bez wahania mu ją rzuciła. Chwycił ją
zranioną ręką, napiął ramiona z brązu, potem jednym ruchem wyciągnął
strzałę z rany w ramieniu i założył na kuszę. Nevym nie odważył się
nawet poruszyć. Wydawało mu się, że chudy mężczyzna nie jest w ogóle
człowiekiem. Klevi przebiegł już prawie cały trawnik. Zbyt duża
odległość dla małej kuszy, chciał krzyknąć Nevym. Koniasz wystrzelił
wysokim łukiem. Nevym wyciągał szyję, żeby jak najlepiej widzieć przez
okno. W ciemności na zewnątrz nie dojrzał strzały, usłyszał tylko
stłumiony trzask i zaraz potem odgłos, gdy Klevi osunął się na trawę.
- Powiedziałem już wszystko - wybełkotał Nevym nerwowo.
- Wiem.
Koniasz upuścił kuszę na ziemię. Broń metalicznie zachrzęściła.
- Mogę iść?
Nevym dopiero teraz zaczął się naprawdę bać. Nie był pewny, czy jego negocjacje na coś się zdały.
Koniasz kiwnął głową, prawą rękę położył na sprzączce paska.
Rezka prawie nie zauważyła tego ruchu, było to tylko
drgnięcie nadgarstka. Nevym zacharczał, chwycił się za szyję i
przewrócił w tył. Kiedy jego ręce osłabły, Rezka zobaczyła, że w gardło
ma wbitą gwiazdę do rzucania z czarnego metalu.
Ze zdziwieniem i gniewem popatrzyła na Koniasza.
- Powiedział pan, że może iść, że go pan zostawi!
- Wiem, ale czasem kłamię - odpowiedział prawie smutno.
Disciple_1
Žamboch to jeden z moich ulubionych pisarzy. Czytając Koniasza miałam wrażenie jakbym rozgrywała sesję RPG. W sumie atmosfera i miejsca z jego książek idealnie nadawałyby się do rozpisania jakiegoś scenariusza :) Poza tą serią czytałam ostatnio inną książkę tego autora -> Łowcy. Zupełnie inny klimat, nawet pisane nieco innym językiem, a tak samo trzyma w napięciu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFaktycznie brzmi ciekawie, recenzje również zachęcają, aż dziw, że mi umknęła tak ciekawa pozycja, ale wkrótce naprawie swój błąd ;)
OdpowiedzUsuńDzięki za polecenie!
Disciple_1