Zdecydowanie trzeba upowszechnić monopolistyczne praktyki empiku. Wpadłem dziś na ciekawy tekst, który świetnie podsumowuje to co wiemy już od dawna...
Bo to empik jest.
Na
empik skargi sypią się zewsząd. Sęk w tym, że pochodzą one raczej od
osób, które nie mają klapek na oczach i nie zasilają kiesy owej sieci co
weekend. Zawsze istnieje też opcja, że jesteś kimś, kto w piecu pali
banknotami stuzłotowymi (zainteresowanych odsyłam do „Stosik #1” i
różnicy cenowej między pewnym portalem internetowym a hipotetycznym
zakupem w Empiku). Problem w tym wszystkim jest jeden, jednak bardzo
poważny – ludzie kupują masowo w empiku. Bo blisko (strach lodówkę
otworzyć, żeby nie wyskoczyło logo empiku), bo odbiór w salonie za
darmo, bo empik.com. No kto normalny kupuje jedną książkę w sieci,
płacąc co najmniej kilka złotych za przesyłkę? Toż to nieopłacalne jest!
No okej, jest nieopłacalne w wypadkach nowości na rynku (jednak patrząc
na ceny w empiku, to premiery danych tytułów trwają tam całymi latami).
Niestety, do tej pory niewiele osób wpadło na pomysł, że zamawiając
książki w księgarniach „nie dla elity” może i zapłacą kilkanaście
złotych za przesyłkę, ale pewnie już przy dwóch, trzech pozycjach
różnica między empikiem pokryje koszty przesyłki, a i na piwo zostanie.
Powiedzmy
sobie szczerze: w ostatnich dniach chyba wszystkie serwisy zajmujące
się dystrybucją książek i innych rozrywkowych mediów głośno odetchnęły
zaraz po ogłoszeniu przez Urząd Antymonopolowy zablokowania fuzji empiku
z Merlinem. Wiele osób nawet nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo mieliby
przekichane miłośnicy literatury (o innych gałęziach nie mam się co
wypowiadać jako niedzielny klient). Już w obecnej chwili empik nie
posiada sensownej konkurencji (chyba tylko Matras może tu cokolwiek
zdziałać, a i nie zawsze, szczególnie po tym, jak Kolporter wycofał się z
tej gałęzi), przez co jego macki sięgają coraz głębiej. Małe
wydawnictwa praktycznie nie mogą pozwolić sobie na niemożność sprzedaży
książek w empiku, dlatego muszą godzić się na warunki sprzedaży, jakie
się im narzuci. Premiery na wyłączność to chyba jeden z najbardziej
znanych przykładów. Dlatego jeszcze raz apeluję o modły do UA, który
fuzję zablokował. Nie wyobrażam sobie połączenia sił empiku z Merlinem,
największą polską księgarnią internetową. Dyktowanie warunków na całym
rynku stałoby się codziennością, a małe księgarnie zaczęłyby być
zamykane z braku klientów (przecież empik ma ładne salony, można
poczytać pomiędzy półkami, duży wybór towaru…).
Empik
na obecną chwilę z wydawnictwami gra nie fair. Naprawdę nie trzeba
szukać daleko, by spotkać kolejne przypadki maksymalnego zwlekania z
płatnościami. Dostawcy towarów muszą zaciągać kredyty na spłatę
bieżących zobowiązań, a empik przypomina sobie o ich istnieniu dopiero
wtedy, gdy złożony zostanie pozew sądowy. Ale to i tak nie zmienia
faktu, że pół roku czekania na pieniądze jest tutaj tradycją (w umowie
widnieje 120 dni, najczęściej). Co najlepsze, gdy któryś z portali
internetowych zapytał empik, czy w związku ze zwlekaniem z zapłatą mają
problemy finansowe, rzeczniczka sieci odpowiedziała zdziwiona „Nie, nie
mamy problemów finansowych”. Robienie dobrej miny do złej gry nie jest
dobrym rozwiązaniem.
Kolejnym
ciekawym aspektem całej sprawy jest wprowadzenie VAT-u na książki.
Wiele księgarń i wydawnictw postanowiło zminimalizować straty i
wyprzedać zalegające pozycje z dużymi obniżkami. Empik postanowił nie
robić nic (albo jakoś nieśmiało to robili), zostawiając ceny książek w
niezmienionej formie. Przecież i tak możemy je zwrócić jako
niesprzedane, po co mają zalegać w magazynach, a wydawca jakoś sobie
poradzi?
Premiery
książek to kolejna sprawa, którą powinien zająć się odpowiedni urząd.
Powiedzcie mi, jak to jest, że zamawiając książkę w empik.com
najczęściej dostaniemy ją kilka dni przed premierą (sam „Metro 2034”
otrzymałem tydzień przed oficjalną datą sprzedaży)? Znowu godzi to w
małe księgarnie, które na takie warunki pozwolić sobie nie mogą. Jeśli
tytuł jest głośny, a czytelnik chce mieć go przed premierą, gdzie
skieruje swe kroki? Oczywiście do empiku. I spora część potencjalnych
kupujących już nie musi drałować do księgarń w dniu premiery (i zakupić
książkę w innym sklepie niż salon empiku). Przykłady? Książki Trudi
Canavan, „Ruda sfora” czy wiele innych tytułów z Fabryki Słów.
Żeby
dalej nie szukać, warto przybliżyć wam wybrane pomysły kierownictwa
sieci na usprawnienie komunikacji z klientem i sprzedaży towarów. Któż
nie pamięta słynnego poruszenia „Klient - twój przyjaciel”? Jakieś mądre
osoby wpadły na pomysł, by kazać zwracać się pracownikom do klientów po
imieniu wyczytanym z karty płatniczej (płacący gotówką zazwyczaj
plakietki z imieniem nie noszą). Wiele osób żegnały przyjacielskie „Do
widzenia, Panie Marku” czy nawet „Do zobaczenia, Ewo”. Obrywał
pracownik, bo nie chcąc stracić pracy musiał dostosować się do „dobrych
rad” kierownictwa. Zdziwiony empik odpowiada, że skarg napłynęło tylko
kilka. Zastanawiające jest to, że wycofali się z pomysłu. Czyżby kilka
skarg na ilość klientów liczoną zapewne w milionach jest w stanie
zagrozić pozycji sieci? No cóż, spece od PR nie biorą pieniędzy za nic. W
sumie, to powinniśmy się już dawno przyzwyczaić do taktyki empiku,
która brzmi: „Chcieliśmy tylko usprawnić naszą komunikację z klientem.
Skargi? Jakie skargi?”. Oto wypowiedź jednej z byłych pracowniczek
naszej sieci (relacja odnosi się do konkretnego sklepu, znam tylko nazwę
centrum handlowego, ale gdzie ono leży, to nie mam zielonego pojęcia):
„[…]Dział
muzyki: pracowników przez większość czasu nie było, więc klienci,
którzy chcieli się poradzić w sprawach muzyki musieli przychodzić na
Dział Książki, ponieważ nie mieli od kogo uzyskać informacji w sprawie
muzyki. Pracownicy większą część czasu spędzali na pogaduszkach na
zapleczu.
Dział
prasy: prasa była na bieżąco donoszona, chociaż szczerze mówiąc, nie
można było znaleźć pewnych pozycji. Płyty dołączane do gazet najczęściej
były pogubione.
Dział art-pap: jak widać na sklepie dział papierniczy to chaos. Nie można znaleźć wielu rzeczy i tak naprawdę panuje syf.
Dział multimedialny: raczej dobrze funkcjonował.
Dział
książki: kierowniczka działu jest niekompetentną osobą, ponieważ (moje
osobiste odczucie) zna się mniej na książkach niż sami pracownicy, każe
wciskać książki na półki, które następnie są pogniecione, a na dziale
książek dla dzieci wiecznie brakowało jakichś elementów książek.
Ogólnie
to niby przerwa trwa 15 minut, ale każdy siedzi jak chce, chyba, że
jest pogoniony przez dyrektora sklepu. Jeśli chodzi o relacje z
pracownikami, to muszę powiedzieć, że jest dobra atmosfera, nie mogę nic
zarzucić. O klienta też pracownicy dbają.
[…]
W Empiku nie jest najgorzej, chociaż pracownicy nie zarabiają adekwatnie do zysków salonów.”
Ostatnio
sieć obiegła także informacja o promocyjnych cenach reklam w salonach –
w większości przypadków znacznie droższych. Podstawowa forma promocji w
empiku to 20.000 złotych (kwota niemała, biorąc pod uwagę średni zysk
wydawnictwa na jednym egzemplarzu książki), przy minimum trzech
tysiącach egzemplarzy książki. Szczególnie dobrze całą sytuację widać
przed świętami. Wydawca płaci za promocję pełną stawkę, ale nie powinien
się zdziwić wtedy, gdy nagle dwie trzecie nakładu zostaną mu zwrócone
(empik zastrzega sobie prawo pełnego zwrotu). Tylko że on poniósł koszty
druku, dystrybucji i magazynowania zwrotów. Teraz nagle nikt nie wie,
co z nimi zrobić. Niestety, wydawnictwa nie nauczyły się niczego po
problemach sprzed dwóch lat bodajże, gdy w okresie kwiecień – czerwiec
empik finansowo leżał, wiele nowości nie zostało zamówionych (a
wydawnictwa drukowały więcej, bo były pewne zbytu do salonów). A tu
nagle okazuje się, że empik pieniędzy nie ma, a wydawnictwom płaci
zwrotami. Bo nie ma pieniędzy. A co zrobić w przypadku, gdy jednak sieci
zależy na produkcie? Zwrócić go i zamówić ponownie, z wydłużonym
terminem spłaty. Nagle wiele dystrybutorów ma duży problem, bo byli
mamieni kamiennymi fundamentami empiku. I z dnia na dzień okazuje się,
że problemy osiągnęły w firmie apogeum. Mimo to empik nadal trwa przy
swoim, że problemy są przejściowe i nie ma problemów z płynnością
finansową. Strzelają sobie w kolano. Z armaty.
Kolejna opinia, tym razem od jednego z wydawnictw (czy współpracujących, to nieistotne):
„Truizmem
jest powiedzieć, że Empik jest w zasadzie już monopolistą na rynku
księgarskim – ma taką pozycję, że bez niego sensowna promocja jest
niemożliwa. Chcesz wypromować bestseller – bez Empiku i jego promocji
jest to niemożliwe. A promocje oczywiście są bardzo kosztowne i nie
zawsze się zwracają. Tematu chyba nie muszę rozwijać – wszystko, co
idzie w stronę monopolu jest niekorzystne tak dla wydawców, jak dla
czytelników (np. książki których Empik nie weźmie mają duże mniejsze
szanse dotrzeć do czytelników, a ludzie coraz bardziej przyzwyczajają
się do zakupów w Empiku). Niewątpliwie dobrze się stało, że Empik nie
będzie mógł się połączyć z Merlinem.
Ale
równocześnie Empik sporo wydawcom daje – zapewnia sprzedaż i promocję,
która w innych księgarniach jest nie do osiągnięcia. Na Empiku więc
również, o ile książka jest dobrym materiałem do tego typu sieci –
dobrze się zarabia. Koszty współpracy z nimi są wysokie, ale też
przeważnie się zwracają. No i może jeszcze jedna rzecz na koniec.
Wydawcy raczej nie wpłyną na zmianę pozycji Empiku. Te zmiany musiałyby
być oddolne. Jeżeli czytelnicy zaczęliby wybierać inne księgarnie, mniej
zorientowane na bestsellery, a bardziej na książkową różnorodność,
pewnie byłoby to z korzyścią dla wszystkich.”
Nie
myślcie sobie jednak, że cała wina leży po stronie empiku. Dużą zasługę
w obecnej sytuacji rynkowej mają też same wydawnictwa, które zgadzały
się na sprzedaż swoich książek za pół ceny i długie terminy płatności.
Nie wspominam tu o małych firmach, dla których współpraca z empikiem
jest „być albo nie być”. Do współpracy przystępowały też molochy
wydawnicze, które chciały z empiku uczynić rzekę zysków. Okazało się
jednak, że tak wspaniale nie jest, jak było mówione, a zamiast rzeki
zysków mamy potok długów. Dlatego zastanawiają mnie obecne jęki na
wszelkie nowe umowy i próby zrzucenia wszystkich kosztów na wydawców.
Sami wyhodowaliście sobie ten wrzód na tyłku, a teraz płacicie za to i
wy, i czytelnicy. Może nastał czas, by zwrócić się w stronę małych, nie
zrzeszonych księgarni, które wegetują dzięki monopoliście, jakim jest
empik? Plusy są tu zasadnicze – nie ma potrzeby utrzymywania potężnej
bazy logistycznej, armii pracowników i co najważniejsze, opłacania
kosztów wynajęcia powierzchni pod salony itp. itd. To kolejny warunek,
który sprawia, że empik nie obniży cen oferowanych produktów –
absurdalne, bo absurdalne, ale sieci po prostu na to nie stać. Wyłącznie
na własne życzenie. A wielu klientów nadal jest nieświadomych innych
miejsc, gdzie ceny są naprawdę dużo niższe. Wystarczy przejrzeć pierwsze
lepsze oferty na Allegro, by znaleźć produkty rodem z empiku
kilkanaście złotych taniej. Że o premierach na wyłączność nie wspomnę –
kto przy zdrowych zmysłach zamówi książki, do których przez długi czas
empik rościł sobie wyłączność? Znowu tracą czytelnicy, którzy muszą
zamawiać w empiku, tracą także wydawnictwa, które podłączają się do
jednej kroplówki.
Najgorsza
w tym wszystkim jest świadomość kupujących – spotkałem się z wieloma
stwierdzeniami, że nie ma co narzekać na empik tylko dlatego, że mają
wysokie ceny. Uwierzcie mi, ja wcale bym na tą sieć nie narzekał, gdyby
tylko ceny mieli wysokie, a wszystko inne grało i huczało. Chcecie
tracić grube setki złotych? Wasza sprawa i wasze pieniądze, mi naprawdę
nic do tego. Ale że jednak empik często nie gra fair wobec kontrahentów,
trzeba było napisać powyższy tekst, który może i można znaleźć ogółem w
sieci we fragmentach, ale niektórzy nie mieli z nim nigdy styczności.
Niestety,
sam empik odmówił komentarza na temat przesłanego tekstu, argumentując
to faktem, że owe wydarzenia skomentowali już dawno temu. Zazwyczaj były
to zapewnienia „Wszystko w porządku”…
Dziękuję
wszystkim osobom, które pomogły zbierać informacje do tekstu oraz
wydawnictwu, które jednak nie bało się odezwać w tej sprawie.
PS. Z ostatniej chwili czekamy na decyzję w sprawie odwołania empiku od odmowy fuzji...
Źródło : http://zaginionyalmanach.blogspot.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz