Wstępniak
Ciekawe czy pamiętacie swoją pierwszą kupioną
książkę fantasy? Ja szczerze się przyznam, że musiałem poświęcić
dłuższą chwilę, aby sprecyzować, która była tą jedyną. Z tego prostego powodu, że kupiłem ich wówczas kilka i nie byłem pewien, którą wziąłem do ręki jako pierwszą. Z pomocą przyszła technika w postaci historii zamówień w Merlinie ( fe! ). I wypadło, że musi to być trylogia Gartha Nixa - Stare Królewstwo. Pierwszy tom o wdzięcznym tytule Sabriel spoczywa dziś spokojnie na regale.
Tak, tak... zacząłem od książek adresowanych typowo do młodzieży ;) W końcu byłem dość młody, bo było to ładne parę lat temu... jednak nie znaczy to, że książka jest kiepska, wręcz przeciwnie, trafiłem idealnie na początek mojej przygody z fantasy!
Recenzja
Książka opowiada ciekawą historię dziewczyny imieniem Sabriel, której matka
umiera podczas porodu, ojciec zaś jest arcymagiem o znacznej mocy.
Sabriel zostaje przyjęta do szkoły, gdzie może rozwijać swe wrodzone
umiejętności, a tatuś odwiedza ją tylko sporadycznie. Brzmi dość oklepianie co ? Na szczęście to tylko pozory... ponieważ Nix wykreował bardzo ciekawy świat umarłych, a Ja dotychczas nie spotkałem się z niczym podobnym w innych książkach. A wiadomo nie od dziś, że jak coś jest oryginalne i wyjątkowe to musi też być ciekawe...
I tak pewnego dnia do Sabriel przybywa stworzenie cienia pochodzące z krainy umarłych, a także przynosi pas z dzwonkami, które są oznaką profesji nekromantów. Brzmi lepiej prawda ? Wówczas Sabriel dowiaduje się o zaginięciu ojca, co powoduje w niej naturalną chęć odnalezienia staruszka. Wyprawa będzie długa, trudna i niebezpieczna, ponieważ musi się udać do Starego Królestwa...
Podczas jej podróży dowiaduje się, że jest spadkobierczynią pewnego rodzaju starożytnej magii, która polega na "układaniu do spoczynku" wszelkiej maści nadaktywnych umarlaków. Sabriel zostaje Abhorsenem...
Tak zaczyna się nasza podróż, a raczej obserwowanie barwnej Sabriel i jej zmagań w Starym Królewstwie, gdzie niepodzielnie panuje Kodeks i jego prawa. Nixowi udało się stworzyć spójny, oryginalny świat, który wciągnie nas na kilka dni, tygodni... oprócz Sabriel, mamy jeszcze dwa tomy trylogii : Lirael i Abhorsen.
Dodatkowe informacje
O autorze : http://pl.wikipedia.org/wiki/Garth_Nix
Tytuł: Sabriel
Cykl: Stare Królewstwo
Tom: 1
Autor: Garth Nix
Tłumaczenie: Ewa Elżbieta Nowakowska
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Miejsce wydania: Kraków
Data wydania: 25 maja 2006
Liczba stron: 358
Oprawa: miękka
Wymiary: 123 × 197 mm
Tytuł: Lirael
Cykl: Stare Królewstwo
Tom: 2
Autor: Garth Nix
Tłumaczenie: Rafał Śmietana
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Miejsce wydania: Kraków
Data wydania: 25 maja 2006
Liczba stron: 488
Oprawa: miękka
Wymiary: 123 × 197 mm
Cykl: Stare Królewstwo
Tom: 3
Autor: Garth Nix
Tłumaczenie: Agnieszka Kuc
Wydawca: Wydawnictwo Literackie
Miejsce wydania: Kraków
Data wydania: 25 maja 2006
Liczba stron: 418
Oprawa: miękka
Wymiary: 123 × 197 mm
Fragmenty
Zaraz po
otwarciu oczu ujrzała niebieską tapetę na suficie, poprószoną deseniem
srebrnych gwiazdek. Po przeciwnych stronach pokoju znajdowały się dwa
okna, ale o zatrzaśniętych okiennicach, Sabriel nie miała więc pojęcia,
która może być godzina, ani też, jakim sposobem się tu dostała. Z
pewnością była w domu Abhorsena, lecz ostatnią rzeczą, którą pamiętała,
było omdlenie na schodach.
Ostrożnie, gdyż po dniu i nocy spędzonych w podróży, po strachu i
dramatycznej ucieczce bolał ją nawet kark, Sabriel uniosła głowę, by się
rozejrzeć i znowu napotkała spojrzenie zielonych oczu kota, który nie
był kotem. Stworzenie leżało w pobliżu jej stóp przy końcu łóżka.
- Kim..., czym jesteś? - zapytała nerwowo Sabriel, która nagle aż za
dobrze zdała sobie sprawę, że pod miękkimi prześcieradłami leży zupełnie
naga. Radość dla zmysłów, ale też całkowita bezbronność. Jej oczy
łypnęły na pochwę z mieczem i pas z dzwonkami, starannie powieszone na
wieszaku koło drzwi.
- Znają mnie pod wieloma imionami - odrzekł kot. Miał dziwny głos, na
wpół miauczący, na wpół mruczący; syczał przy wymawianiu samogłosek. -
Możesz nazywać mnie Mogget. Co do tego, kim jestem, to niegdyś bywałem
wieloma istotami, teraz jednak jestem tylko kilkoma. Przede wszystkim
jestem sługą Abhorsena. Chyba że byłabyś tak miła i zdjęła mi tę obrożę?
Sabriel uśmiechnęła się niepewnie i potrząsnęła stanowczo głową.
Czymkolwiek był Mogget, obroża była jedyną rzeczą, która sprawiała, że
służył Abhorsenowi... lub komuś innemu. Widniejące na obroży znaki
Kodeksu mówiły o tym w jednoznaczny sposób. Jeśli Sabriel potrafiła to
ocenić, zaklęcie nakładające więzy na Moggeta liczyło sobie ponad tysiąc
lat. Niewykluczone, że był on jakimś duchem Nieskrępowanej Magii, tak
starym jak sam Mur, albo i starszym. Zastanawiała się, czemu ojciec
nigdy jej o nim nie wspominał, i żałowała, ściśnięta bólem, że po
obudzeniu się nie znalazła ojca tu, w jego domu, i że ich kłopoty się
nie skończyły.
- Tak też myślałem - powiedział Mogget, łącząc niedbałe wzruszenie
ramion z przeciąganiem się. To..., lub raczej on, Sabriel czuła bowiem,
że kot jest zdecydowanie rodzaju męskiego, skoczył na parkiet i szedł z
wolna w kierunku kominka. Gdy przyglądała mu się doświadczonym okiem,
spostrzegła, że cień Moggeta nie zawsze należał do kota.
Analizowanie ruchów zwierzęcia przerwało pukanie do drzwi, tak nagłe, że podskoczyła nerwowo i zjeżyły się jej włosy na karku.
- To tylko jeden ze sług - rzekł Mogget protekcjonalnym tonem. -
Posłaniec Kodeksu, i do tego raczej niższej rangi. Zawsze przypalają
mleko.
Sabriel zignorowała go i powiedziała:
- Proszę wejść. - Słysząc drżenie własnego głosu, uświadomiła sobie, że
jeszcze długo będzie miała rozkołatane nerwy i będzie czuła osłabienie.
Drzwi rozsunęły się cicho, a do środka wpłynęła niska, spowita w szaty
postać. Przypominała strażnika górnej bramy, ponieważ też nosiła kaptur i
nie miała wyraźnej twarzy, jej habit nie był jednak czarny, lecz
jasnokremowy. Pod spodem miała proste bawełniane odzienie, udrapowane
na jednym ramieniu oraz gruby ręcznik przewieszony przez drugie ramię.
Utkane dzięki Kodeksowi dłonie trzymały długą wełnianą opończę i
pantofle. Postać bez słowa podeszła do łóżka i położyła ubranie na
stopach Sabriel. Skręciła następnie w stronę umywalni: porcelanowej
miski, która spoczywała na zdobionym filigranem srebrnym stojaku,
ustawionym na części podłogi, wyłożonej kafelkami na lewo od kominka.
Pokręciła kółkiem z brązu, a wówczas z rury w ścianie trysnął, bulgocąc,
parujący wrzątek, którego brzydka woń kojarzyła się z siarką i czymś
niemiłym. Sabriel zmarszczyła nos.
- Gorące źródła - skomentował Mogget. - Po chwili nawet nie poczujesz.
Twój ojciec zawsze mówił, że dla komfortu wiecznie gorącej wody warto
znosić ten zapach. A może to twój dziadek tak mawiał? Albo
pra-pra-ciotka? Ach, ta pamięć... Sługa stał nieruchomo, gdy umywalnia
napełniała się, po czym przekręcił kółko, by odciąć dopływ wody,
ponieważ zaczęła przelewać się przez brzegi aż na podłogę, niedaleko
Moggeta - ten zerwał się i niemal bezszelestnie odszedł dalej,
zachowując odpowiednią odległość od posłańca Kodeksu. Całkiem jak
prawdziwy kot, pomyślała Sabriel. Może narzucona mu postać zwierzęcia
wywoływała również na przestrzeni lat - a nawet wieków - określony
rodzaj zachowania.
Sabriel lubiła koty. W szkole mieli pulchnego rudego kota, zwanego
powszechnie Ciasteczkiem. Przypomniała sobie jego zwyczaj sypiania na
parapecie okna w pokoju przewodniczącej klasy, po czym przeszła do
ogólnych rozmyślań o szkole i o tym, co też porabiają jej przyjaciółki.
Kiedy wyobraziła sobie nauczycielkę etykiety, rozwodzącą się nad
srebrnymi tacami do roznoszenia dań, powieki zaczęły jej opadać...
Zbudził ją kolejny ostry dźwięk. Zrywając się nagle, poczuła ból
przeszywający jej zmęczone mięśnie. Posłaniec Kodeksu stukał
pogrzebaczem w kółko z brązu. Najwidoczniej nie mógł się doczekać, kiedy
Sabriel się umyje.
- Woda stygnie - wyjaśnił Mogget, znowu wskakując na łóżko. - A za pół godziny będą podawać obiad.
Disciple_1
czwartek, 23 grudnia 2010
środa, 22 grudnia 2010
Diuna - Frank Herbert
Wstępniak
Diuna
Tego tytułu chyba nikomu nie muszę przedstawiać. Z całą pewnością jest to jedna z najważniejszych pozycji gatunku science-fiction.
Jednak nie jest to taka prosta i łatwa sprawa... ponieważ treść książki jest dość skomplikowana, liczne rozważania filozoficzne i egzystencjalne nie raz spowodują, że nie będzie wam się chciało dokładnie wszystko czytać i pojawi się myśl "a może tak przerzucimy stronę... " ale na szczęście mamy też rewelacyjne opisy pustynnej planety, a także momentami wartką akcję. Całość natomiast komponuje się bardzo ciekawie, a liczne kolejne tomy sagi powodują, że możemy wyciąć z życiorysu wiele godzin spędzonych na planecie Arrakis.
Recenzja
Arrakis - Diuna to jedna i ta sama planeta bogata w zasoby geriatrycznej przyprawy, która wydłuża życie, pozwala Nawigatorom Kosmicznej Gildii zakrzywiać przestrzeń kosmiczną i kierować bezpiecznie statkami gwieezdnymi, a siostrom Bene-Gesserit ćwiczyć ich tajemne sztuki. Więc jak widzicie jest niezbędna prawie dla całego świata i o kontrole nad nią toczą się liczne wojny. Panujący nad planetą ród Harkonnenów traci władzę nad planetą wskutek decyzji Cesarza, a ten przekazuje ją w ręce rodu Atrydów. Waśń między dwoma książęcymi rodami, znów odżywa na nowo. Cierpią z tego powodu rdzenni mieszkańcy planety Fremeni, którzy przystosowali się do niesamowitych warunków panujących na ich ojczystej ziemi. Nie można zapomnieć również o wielki i potężnych czerwiach pustyni, które są "sercem" tej planety.
To tak bardzo z grubsza streszczenie pierwszej części, a tomów jest naprawdę wiele, ponieważ po śmierci Herberta tą wspaniałą sagę kontynuuje jego syn, choć już z nie tak rewelacyjnym skutkiem jak ojciec.
Diuna to klasyka, a klasyków się nie krytykuje. Fabuła jest świetna moim zdaniem, choć na pewno nie należy do najprostszych, a raczej w pełni doceni ją dopiero dość wymagający czytelnik.
Dodatkowe informacje
Diuna jest też świetnym przykładem, na ukazania jak ważny jest tłumacz i jego interpretacja danych słów z języka obcego. Dobry przekład to jeden z elem. sukcesu książki. Ja osobiście o wiele bardziej lubię przekład Marszała.
Na rynku polskim istnieją dwa przekłady "Diuny", jeden autorstwa Marka Marszała, drugi Jerzego Łozińskiego (poprawione edycje pod pseudonimem Ładysław Jerzyński) i wynikają z tego pewne różnice w terminologii. Poniżej podano kilka przykładów:
O autorze : http://pl.wikipedia.org/wiki/Frank_Herbert
Autor: Frank Herbert
Okładka: Wojciech Siudmak
Tłumaczenie: Marek Marszał
Ilustrator: Wojciech Siudmak
Wydawnictwo: Rebis
Miejsce wydania: Poznań
Wydanie polskie: 3/2007
Oprawa: twarda
Fragmenty
Diuna
Tego tytułu chyba nikomu nie muszę przedstawiać. Z całą pewnością jest to jedna z najważniejszych pozycji gatunku science-fiction.
Jednak nie jest to taka prosta i łatwa sprawa... ponieważ treść książki jest dość skomplikowana, liczne rozważania filozoficzne i egzystencjalne nie raz spowodują, że nie będzie wam się chciało dokładnie wszystko czytać i pojawi się myśl "a może tak przerzucimy stronę... " ale na szczęście mamy też rewelacyjne opisy pustynnej planety, a także momentami wartką akcję. Całość natomiast komponuje się bardzo ciekawie, a liczne kolejne tomy sagi powodują, że możemy wyciąć z życiorysu wiele godzin spędzonych na planecie Arrakis.
Recenzja
Arrakis - Diuna to jedna i ta sama planeta bogata w zasoby geriatrycznej przyprawy, która wydłuża życie, pozwala Nawigatorom Kosmicznej Gildii zakrzywiać przestrzeń kosmiczną i kierować bezpiecznie statkami gwieezdnymi, a siostrom Bene-Gesserit ćwiczyć ich tajemne sztuki. Więc jak widzicie jest niezbędna prawie dla całego świata i o kontrole nad nią toczą się liczne wojny. Panujący nad planetą ród Harkonnenów traci władzę nad planetą wskutek decyzji Cesarza, a ten przekazuje ją w ręce rodu Atrydów. Waśń między dwoma książęcymi rodami, znów odżywa na nowo. Cierpią z tego powodu rdzenni mieszkańcy planety Fremeni, którzy przystosowali się do niesamowitych warunków panujących na ich ojczystej ziemi. Nie można zapomnieć również o wielki i potężnych czerwiach pustyni, które są "sercem" tej planety.
To tak bardzo z grubsza streszczenie pierwszej części, a tomów jest naprawdę wiele, ponieważ po śmierci Herberta tą wspaniałą sagę kontynuuje jego syn, choć już z nie tak rewelacyjnym skutkiem jak ojciec.
Diuna to klasyka, a klasyków się nie krytykuje. Fabuła jest świetna moim zdaniem, choć na pewno nie należy do najprostszych, a raczej w pełni doceni ją dopiero dość wymagający czytelnik.
Dodatkowe informacje
Diuna jest też świetnym przykładem, na ukazania jak ważny jest tłumacz i jego interpretacja danych słów z języka obcego. Dobry przekład to jeden z elem. sukcesu książki. Ja osobiście o wiele bardziej lubię przekład Marszała.
Na rynku polskim istnieją dwa przekłady "Diuny", jeden autorstwa Marka Marszała, drugi Jerzego Łozińskiego (poprawione edycje pod pseudonimem Ładysław Jerzyński) i wynikają z tego pewne różnice w terminologii. Poniżej podano kilka przykładów:
W oryginale | Przekład Marszała | Przekład Marszała (Rebis) | Przekład Łozińskiego | Przekład Jerzyńskiego |
---|---|---|---|---|
Fremen | Fremeni | Fremeni | Wolanie | Fremeni |
CHOAM | KHOAM | KHOAM | ZNAH | KHOAM |
Emperor | Imperator | Imperator | Cesarz | Cesarz |
suspensor | dryf | dryf | odciążacz | odciążacz |
sandworm | czerw pustyni | czerw pustyni | piaskal | piaskal |
stillsuit | filtrfrak | filtrak | hermetyk | destylozon |
Alia-the-Strange-One | Alia-Ta-Dziwna | Alia ta Dziwna | Alia Przedziwna | Alia Przedziwna |
lasgun | rusznica laserowa | rusznica laserowa | laserobin | laserobin |
hunter-seeker | grot-gończak | grot-gończak | skrytobójka | skrytobójka |
glowglobe | kula świętojańska | lumisfera | jarzyca | lumisfera |
distracters | sekundanci | sekundanci | zmylnicy | zmylnicy |
shigawire | szigastruna | szigastruna | szigarut | szigarut |
Heighliner, liner | galeon | liniowiec | liniowiec | liniowiec |
Imperial Conditioning | imperialne uwarunkowanie | najwyższe uwarunkowanie | najwyższe uwarunkowanie | najwyższe uwarunkowanie |
Hagga Basin | Basen Hagga | basen Hagga | Kotlina Hagga | Kotlina Hagga |
dump boxes | szalandy | szalandy | zrzutniki | zrzutniki |
Fish Speakers | Mówiące-do-ryb | rybomówne (M. Michowski) | Mówiące Rybom | Mówiące Rybom |
Butlerian Jihad | Dżihad Kamerdyńska (wyd. Iskier) | Dżihad Butleriański | Dżihad Butleryjski | Dżihad Butleryjski |
O autorze : http://pl.wikipedia.org/wiki/Frank_Herbert
Autor: Frank Herbert
Okładka: Wojciech Siudmak
Tłumaczenie: Marek Marszał
Ilustrator: Wojciech Siudmak
Wydawnictwo: Rebis
Miejsce wydania: Poznań
Wydanie polskie: 3/2007
Oprawa: twarda
Fragmenty
Paul leżał w łóżku i udawał, że śpi. Z łatwością
schował w dłoni tabletkę nasenną Yuego, udając, że ją połyka. Pohamował
śmiech. Nawet matka uwierzyła, że śpi. Pragnął się zerwać i wyprosić u
niej pozwolenie na wędrówkę po rezydencji, ale zdawał sobie sprawę, że
się nie zgodzi. Wszystko było jeszcze w zbytniej rozsypce. Nie. Tak jest
najlepiej.
"Wymykając się bez pytania, nie złamię zakazów, no i zostanę w budynku, gdzie jest bezpiecznie".
Słyszał rozmowę matki i Yuego w drugim pokoju. Ich
słowa brzmiały niewyraźnie - coś o przyprawie... o Harkonnenach. Głosy
wznosiły się i opadały.
Uwagę Paula zaprzątnęło rzeźbione wezgłowie łóżka -
przytwierdzona do ściany imitacja wezgłowia kryła układ sterowania
urządzeniami w pokoju. W drewnie przedstawiono rybę wyskakującą ponad
wypukłe, brązowe fale. Wiedział, że kiedy naciśnie jedyne widoczne oko
ryby, zapalą się dryfowe lampy. Przekręcenie jednej z fal regulowało
wentylację. Innej - temperaturę.
Chłopak cichutko siadł na łóżku. Z lewej pod ścianą
stał wysoki regał. Można go było odsunąć, a wtedy ukazywała się szafa
wnękowa z szufladami z jednej strony. Klamka drzwi na korytarz imitowała
przepustnicę ornitoptera.
Wyglądało to tak, jakby pokój urządzono z zamiarem oczarowania Paula.
Pokój i całą planetę.
Przypomniał sobie księgofilm, który pokazał mu Yueh - Arrakis. Stacja badawcza botaniki pustyni Jego Imperatorskiej Mości. Księgofilm był stary, sprzed odkrycia przyprawy.
W pamięci Paula przemknęły nazwy, każda z obrazem
odciśniętym mnemotechnicznym rytmem księgi: kaktus saguaro, ośli ogórek,
palma daktylowa, werbena piaskowa, wiesiołek dwuletni, kaktus
baryłkowaty, juka krótkolistna, perukowiec, krzew kreozytowy... lis
długouchy, jastrząb pustynny, skoczek pustynny...
Nazwy i obrazy, nazwy i obrazy z ziemskiej
przeszłości człowieka - a wielu nie można już spotkać nigdzie we
wszechświecie poza Arrakis.
Trzeba się uczyć o tylu nowych rzeczach... O przyprawie.
I o czerwiach pustyni.
W sąsiednim pokoju trzasnęły drzwi. Paul usłyszał
kroki matki oddalające się w głąb korytarza. Wiedział, że doktor Yueh
znajdzie sobie coś do czytania i zostanie w przyległym pokoju.
Nadszedł moment, by wyruszyć na eskapadę.
Wykradł się z łóżka i skierował do regału
otwierającego się na szafę. Przystanął, usłyszawszy szmer za plecami, i
odwrócił się.
Rzeźbione wezgłowie łóżka opadło na miejsce, z
którego się podniósł. Paul zamarł i bezruch ocalił mu życie. Zza
wezgłowia wysunął się niewielki grot-gończak, najwyżej
pięciocentymetrowy. Chłopak w mgnieniu oka rozpoznał pospolitą
skrytobójczą broń, o której uczono od maleńkości każde dziecko
królewskiej krwi. Drapieżna metalowa igła, sterowana z bliska czyjąś
ręką i okiem. Potrafiła wbić się w ruchome ciało i po nitkach nerwów
utorować sobie drogę do najbliższego z żywotnych narządów.
Gończak, uniósłszy się, przeleciał bokiem przez pokój tam i z powrotem.
Paul uzmysłowił sobie, co wie na jego temat, jakie
zna ograniczenia tej broni: kompresja pola dryfowego zakłóca działanie
oka przekaźnika. Skoro w zaciemnionym pokoju nie widać dobrze celu,
operator będzie się kierował ruchem - jakimkolwiek.
Tarcza pozwoliłaby wyhamować gończak, dałaby czas na
zniszczenie go, ale leżała na łóżku. Lance laserowe strącały gończaki,
lecz były kosztowne i notorycznie się psuły, a poza tym zawsze istniała
groźba wybuchu, gdyby wiązka lasera przecięła aktywną tarczę. Atrydzi
wierzyli w osobiste tarcze i przytomność umysłu.
Zastygły w katatonicznym prawie bezruchu Paul
wiedział, że teraz jedynie przytomność umysłu pozwoli mu stawić czoło
niebezpieczeństwu.
Grot-gończak wzniósł się o dalsze pół metra. Kołysał się tam i z powrotem w smugach światła, przeszukując pokój.
"Muszę spróbować go złapać - pomyślał Paul. - Będzie śliski na spodzie od pola dryfowego. Muszę go mocno chwycić".
Gończak opadł pół metra, zjechał na lewo i zawróciwszy, okrążył łóżko. Od broni dobiegało ciche buczenie.
"Kto tym draństwem steruje? - głowił się chłopak. -
Musi być niedaleko. Mógłbym zawołać Yuego, ale to go dopadnie, jak tylko
otworzy drzwi".
Za jego plecami zaskrzypiały drzwi na korytarz. Ktoś w nie zapukał. Otworzyły się.
Grot-gończak śmignął mu koło głowy w kierunku ruchu.
Prawa ręka Paula wystrzeliła do przodu i w dół i chwyciła śmiercionośne
narzędzie. Gończak buczał i skręcał się w rozpaczliwie zaciśniętej na
nim dłoni. Paul zamachnął się i z gwałtownego półobrotu trzasnął nosem
igły w metalową płytę drzwi. Usłyszał chrupnięcie miażdżonego oka na
czubku i gończak zamarł w jego palcach. Mimo to dla pewności nie
rozluźnił chwytu.
Podniósł wzrok i napotkał szczere spojrzenie błękitnych oczu Szadout Mapes.
- Twój ojciec przysyła po ciebie - powiedziała. - W sieni czekają ludzie z eskorty.
Paul kiwnął głową, skupiając wzrok i uwagę na dziwnej
kobiecie w służebnym brązie workowatej sukni. Spoglądała teraz na
przedmiot zaciśnięty w jego dłoni.
- Słyszałam o czymś takim - stwierdziła. - Zabiłoby mnie, prawda?
Musiał przełknąć ślinę, nim zdołał przemówić.
- To ja... byłem celem.
- Ale leciało na mnie.
- Bo się ruszałaś. - "Kim jest to stworzenie?" - zastanawiał się.
- Zatem uratowałeś mi życie - powiedziała.
- Uratowałem życie nam obojgu.
- Wygląda na to, że mogłeś mnie zostawić na pastwę tego czegoś, a sam uciec.
- Kim jesteś? - zapytał.
- Szadout Mapes, ochmistrzyni.
- Skąd wiedziałaś, gdzie mnie znaleźć?
- Twoja matka mi powiedziała. Spotkałam ją przy
schodach do magicznego pokoju w końcu korytarza. - Wskazała w lewo. -
Ludzie twojego ojca nadal czekają.
"To będą ludzie Hawata - pomyślał. - Musimy znaleźć operatora tego urządzenia".
- Idź do ludzi mojego ojca. Powiedz im, że złapałem
grota-gończaka w budynku i że mają się rozejść w poszukiwaniu operatora.
Każ im natychmiast otoczyć dom i teren. Będą wiedzieli, jak się do tego
zabrać. To musi być ktoś obcy.
Zadumał się: "A może to ona?" Ale był przekonany, że nie. Gończakiem ktoś kierował, gdy wchodziła.
- Zanim zrobię, co każesz, młodzieńcze - powiedziała
Mapes - musimy wyrównać nasze rachunki. Złożyłeś na mnie brzemię wody, a
nie bardzo mam ochotę je dźwigać. Jednak my, Fremeni, spłacamy długi,
tak wdzięczności, jak nikczemności. I wiemy, że wśród was jest zdrajca.
Nie znamy go, ale że jest, za to dajemy głowę. To zapewne jego ręka
prowadziła ten krajak ciała.
Paul przyjął słowo "zdrajca" w milczeniu. Nim zdążył się odezwać, dziwna kobieta odwróciła się i pobiegła do wyjścia.
Przyszło mu na myśl, by ją przywołać, ale było w niej
coś, co mówiło mu, że ją tym urazi. Powiedziała, co było jej wiadomo, i
teraz zamierzała zrobić, co "kazał". Lada chwila dom zaroi się ludźmi
Hawata.
Wrócił pamięcią do innych fragmentów owej dziwnej
rozmowy: "Magiczny pokój". Spojrzał w lewo, we wskazanym przez nią
kierunku. "My, Fremeni". A więc to była Fremenka. Zatrzymał się na
mrugnięcie mnemotechnicznej migawki rejestrującej w pamięci obraz jej
twarzy: pomarszczona jak śliwka, ciemnobrązowa, błękitne w błękicie oczy
bez białek. Dołączył imię: Szadout Mapes.
Ściskając strzaskany gończak, zawrócił w głąb pokoju,
lewą ręką zgarnął pas tarczy z łóżka, owinął go wokół bioder i dopiął
już w biegu. Wypadł z pokoju i popędził korytarzem w lewo.
Powiedziała, że gdzieś tutaj jest jego matka - schody... magiczny pokój.
Disciple_1
poniedziałek, 20 grudnia 2010
Czym jest Fantasy ?
Tym razem z innej beczki, bo mogę się założyć, że większość z Nas nie wiedziała, że :
W fantasy unika się sformułowań takich jak „dawno temu” lub „w odległym kraju”. Są one typowe dla bajek i baśni tradycyjnych, a fantasy jest przeciwieństwem nieokreśloności i braku precyzji, bo one nie wystarczają odbiorcy „współczesnych baśni”. Dobrze jest też, aby autor wśród „magicznego” i „heroicznego” świata potrafił ukryć aluzje do współczesności i jej realnych problemów. Owe „współczesne baśnie” są gatunkiem nastawionym, zaprogramowanym na dylematy moralne oraz na kontestację różnych przejawów i zjawisk realnej współczesności. Ich często występującą cechą jest swoiste proekologiczne nastawienie i dowartościowywanie myślenia irracjonalnego, instynktownego oraz świata uczuć i religijności przeciwnego zaawansowanej technologii i stechnicyzowaniu życia. Mówi się nawet, że w tym gatunku, tak bardzo eskapistycznym, mniej ważne jest to, „o czym on jest”, a bardziej to, „o czym on nie jest”. Czego używania i opisywania unika, tego istnieniu się sprzeciwia. Fantasy to opowieści, które czerpią z mitologii różnych ludów. Imiona starożytnych bóstw i bohaterów przewijają się w co trzecim dziele lub marnym dziełku. Najczęściej na warsztat autorów trafiają mity: skandynawskie, celtyckie, greckie, rzymskie, saskie, fińskie lub słowiańskie, jak również judeochrześcijańskie, czy bliskowschodnie. Również legenda arturiańska jest jedną z najważniejszych podstaw i źródeł tego gatunku. Utwory te odtwarzają starożytny świat tych mitologii, nadając imionom znanych postaci mitycznych (jak Baldur, Artur, Odys, Thor, Morgana, Merlin) współczesny i bardziej ludzki wymiar. Ale nie do końca odtwarzają, równie często przetwarzają, zmieniają, przerysowują, wykorzystują, czy też parodiują i wyśmiewają. Znajdziemy w nich cały przekrój rodzajów literackich, nastrojów i idei, od przypowieści religijnej, baśni chrześcijańskiej, przez romans heroiczny, epos, dramat obyczajowy, fantazję polityczną, aż do horroru, love story, powieści psychologicznej, komedii, parodii, a nawet manifestów religii neopogańskich.
Źródło : www.fantasybook.idl.pl i www.pl.wikipedia.org
Disciple_1
Ogólnie o fantasy:Fantasy (z ang. fantazja) - angielskie słowo, które przyjęło się jako ogólna nazwa dla nowego gatunku literatury. Gatunek ten wyewoluował z szerzej pojętej dziedziny literatury, czyli fantastyki. Jest, obok science fiction, jej drugą największą poddziedziną. Posiada rozmaite pogrupy, jak low fantasy (quasi-historyczna), dark fantasy, high fantasy, urban fantasy, space fantasy, czy najpopularniejsza - „magia i miecz”, czyli heroic fantasy. Podgrupy owe nie oznaczają większych różnic w samej treści czy w ideach propagowanych przez autorów, lecz raczej w stylu pisania, źródłach inspiracji oraz w ogólnym „nastroju” dominującym w utworach, na przykład mrocznym, baśniowym, heroicznym, pseudohistorycznym, dziejów alternatywnych, postapokaliptycznym, czy religijnym. Utwory, które można opisać tą ogólną nazwą, są dość rozmaite i adresowane do czytelników w różnym wieku, od dzieci, przez młodzież, do dorosłych. Większość klasycznych dzieł tego gatunku przeznaczona jest raczej dla dorosłych czytelników. Stąd fantasy niekiedy nazywana jest też, dość obrazowo, ale w dużym uproszczeniu, „baśnią dla dorosłych”. Zaczątki fantasy widać już w końcu XIX wieku, u końca epoki romantyzmu, lecz jej „złoty wiek” przypada na lata 60. i 70. XX wieku, podczas gdy „złoty wiek” jej starszej siostry – science fiction - przypada na lata 50. i 60.
Najpopularniejsi twórcyNajbardziej znanymi autorami fantasy, których dzieła ukonstytuowały byt gatunku, są m.in. J. R. R. Tolkien, Andre Norton, Ursula K. Le Guin, Marion Zimmer Bradley, Roger Zelazny, T. H. White, Terry Pratchett, C. S. Lewis, Robert E. Howard, Peter S. Beagle, Fritz Leiber. Inni popularni autorzy to: Robert Holdstock, Stephen Lawhead, Patricia A. McKillip, Tim Powers, Neil Gaiman, Jack Vance, Glen Cook, David Eddings, Robin Hobb, Philip Pullman, Guy Gavriel Kay, Andrzej Sapkowski, Feliks W. Kres, Tomasz Pacyński, Ewa Białołęcka, Anna Brzezińska, Nik Pierumow, R. A. Salvatore, Stephen King, J. K. Rowling, Jacek Piekara.
Świat fantasy:Utwory tego gatunku są najczęściej umiejscowione w fikcyjnym świecie, w którym poza zwykłymi prawami fizyki i biologii działa też magia oraz inne nadnaturalne moce i specyficzne prawa. Kostium tych utworów jest zazwyczaj, choć nie zawsze, średniowieczny lub starożytny, ewentualnie renesansowy lub zbliżony do epoki wczesnoprzemysłowej – wszystkie te czasy są znane z ziemskiej historii, a jedyną różnicą jest działanie magii i występowanie istot mitycznych lub baśniowych obok gatunku ludzkiego. Zazwyczaj psychologia postaci, motywacje i zachowania są realistyczne albo zmierzające w stronę realistycznego opisu, co sprawia, że możemy uwierzyć i poczuć się swojsko wśród postaci, które pochodzą z mitologii lub baśni. Świat w książkach fantasy jest fikcyjny, mitologiczny lub baśniowy, czasem mniej lub bardziej umowny, ale potraktowany przez autora jak świat historyczny, który się kiedyś zdarzył, jak kronika, i stąd wynika niezwykła moc oddziaływania tego gatunku, poprzez uprawdopodobnienie postaci i wielką precyzję opisu ich świata.
W fantasy unika się sformułowań takich jak „dawno temu” lub „w odległym kraju”. Są one typowe dla bajek i baśni tradycyjnych, a fantasy jest przeciwieństwem nieokreśloności i braku precyzji, bo one nie wystarczają odbiorcy „współczesnych baśni”. Dobrze jest też, aby autor wśród „magicznego” i „heroicznego” świata potrafił ukryć aluzje do współczesności i jej realnych problemów. Owe „współczesne baśnie” są gatunkiem nastawionym, zaprogramowanym na dylematy moralne oraz na kontestację różnych przejawów i zjawisk realnej współczesności. Ich często występującą cechą jest swoiste proekologiczne nastawienie i dowartościowywanie myślenia irracjonalnego, instynktownego oraz świata uczuć i religijności przeciwnego zaawansowanej technologii i stechnicyzowaniu życia. Mówi się nawet, że w tym gatunku, tak bardzo eskapistycznym, mniej ważne jest to, „o czym on jest”, a bardziej to, „o czym on nie jest”. Czego używania i opisywania unika, tego istnieniu się sprzeciwia. Fantasy to opowieści, które czerpią z mitologii różnych ludów. Imiona starożytnych bóstw i bohaterów przewijają się w co trzecim dziele lub marnym dziełku. Najczęściej na warsztat autorów trafiają mity: skandynawskie, celtyckie, greckie, rzymskie, saskie, fińskie lub słowiańskie, jak również judeochrześcijańskie, czy bliskowschodnie. Również legenda arturiańska jest jedną z najważniejszych podstaw i źródeł tego gatunku. Utwory te odtwarzają starożytny świat tych mitologii, nadając imionom znanych postaci mitycznych (jak Baldur, Artur, Odys, Thor, Morgana, Merlin) współczesny i bardziej ludzki wymiar. Ale nie do końca odtwarzają, równie często przetwarzają, zmieniają, przerysowują, wykorzystują, czy też parodiują i wyśmiewają. Znajdziemy w nich cały przekrój rodzajów literackich, nastrojów i idei, od przypowieści religijnej, baśni chrześcijańskiej, przez romans heroiczny, epos, dramat obyczajowy, fantazję polityczną, aż do horroru, love story, powieści psychologicznej, komedii, parodii, a nawet manifestów religii neopogańskich.
Źródło : www.fantasybook.idl.pl i www.pl.wikipedia.org
Disciple_1
niedziela, 19 grudnia 2010
Święta tuż tuż...
Ot tak...
Zawsze w okres świąteczny czy też ogólnie zimowy czytam dużo więcej... w samym tylko grudniu dosłownie łyknąłem już kilka książek, a właśnie podchodzę do moich dwóch rodzynków zostawionych specjalnie na tą chwilę czyli Smoczy Tron i Kamień Rozstania Tada Williamsa oraz Mgły Avalonu Marlon Bradley... raptem łącznie jakieś 2900 ~ stron :)
Wish me luck!
Disciple_1
Zawsze w okres świąteczny czy też ogólnie zimowy czytam dużo więcej... w samym tylko grudniu dosłownie łyknąłem już kilka książek, a właśnie podchodzę do moich dwóch rodzynków zostawionych specjalnie na tą chwilę czyli Smoczy Tron i Kamień Rozstania Tada Williamsa oraz Mgły Avalonu Marlon Bradley... raptem łącznie jakieś 2900 ~ stron :)
Wish me luck!
Disciple_1
sobota, 18 grudnia 2010
Czaropis - Blake Charlton
Wstępniak
Składając ostatnie zamówienie w Selkarze, zabrakło mi kilkunastu złotych do darmowej wysyłki, więc nie pozostało mi nic innego jak "dopchać" koszyk jeszcze jedną książką. Jaką? Padło na Czaropis, o którym gdzieś tam, coś tam przeczytałem/usłyszałem, ale generalnie nie miałem większego pojęcia z czym to się je.
Kupowałem już w ten sposób kilka książek i z reguły były dobre lub bardzo dobre, ale rzadko, która wybijała się ponad schematy. A tu proszę, Czaropis! Sam tytuł książki brzmi ciekawie, prawda? A jeśli powiem wam, że tylko jedna pozycja z mojego zbioru jest do niej podobna "światem i treścią", więc aż tchnie oryginalnością, nie wspominając już o świetnej fabule i wyrazistych bohaterach ? Idealny prezent na święta.
Recenzja
Bohaterem książki jest młodzian mniej więcej w naszym wieku o wdzięcznym imieniu Nikodemus. Ów młody człowiek studiuje w szacownej akademii sztuk magicznych w Starhaven, niestety jego niezwykły talent powoduje same kłopoty - Niko niszczy zaklęcia samym dotykiem, ponieważ jest kakografem... Uniemożliwia mu to osiągnięcie biegłości w sztuce czaropisania.
Jego stosunkowo spokojne życie ulega zmianie, kiedy w akademii zbiera się konwent magów z całego świata. Wbrew swojej woli zostaje wplątany w rozgrywki potężnych sił, których zawiłe intrygi burzą spokój w Starhaven. Kiedy zostaje zamordowany jeden z dziekanów akademii, podejrzenia padają na Shannona, mentora i nauczyciela Nikodemusa. Nikt jednak nie podejrzewa, że w pobliżu grasuje potężna starożytna istota...
Mapka świata :
Drugi tom ma się ukazać na początku 2011 roku. Na uwagę też zasługuje powstanie nowego cyklu "Nowa Seria Fantastyki" link do strony znajduje się z prawej w "polecanych".
Dodatkowe informacje
O autorze :
Blake Charlton ukończył Uniwersytet Yale. Pracował jako nauczyciel angielskiego, nauczyciel dla upośledzonych i trener futbolu. Obecnie Blake jest studentem trzeciego roku medycyny w Stanford Medical school, a także prowadzi kursy kreatywnego pisania. Czaropis to jego debiut literacki.
– Przeredagujesz mnie? W życiu – odpowiedziała i powoli wspięła się na regał. – Zresztą, zostałam napisana tak, że nie mogę zasnąć aż do świtu.
– Ale mogłabyś się zająć czymś ciekawszym niż ustawianie przez całą noc ksiąg na półkach – zripostował Nikodemus, wygładzając czarne szaty praktykanta.
– Mogłabym – rzuciła, przemieszczając się wzdłuż jednej z półek.
W zgięciu lewej ręki Nikodemus trzymał duży kodeks.
– I pozwalałaś już praktykantom się redagować.
– Rzadko – burknęła, wspinając się dwie półki do góry. – I z pewnością nigdy kakografowi. – Ściągnęła księgę z ogona i wsunęła ją na półkę.
– Jesteś kakografem, prawda? Samym dotykiem wprowadzasz błędy do magicznych tekstów? – Obejrzała się na niego zwężonymi kamiennymi oczami.
Choć Nikodemus przewidział to pytanie, i tak poczuł się, jakby go kopnięto w brzuch.
– Owszem – przyznał bezbarwnym głosem.
– W takim razie to wbrew zasadom bibliotecznym. – Gargulica wspięła się na kolejną półkę. – Konstrukty nie mogą pozwalać, by dotykali ich kakografowie. Zresztą magowie mogą cię wyrzucić za przeredagowanie mnie.
Nikodemus wolno wypuścił powietrze.
Po obu stronach ciągnęły się rzędy regałów na księgi i stojaków na zwoje. Znajdowali się na dziesiątym, ostatnim piętrze biblioteki nazywanej Stertami – kwadratowego budynku mieszczącego wiele manuskryptów Starhaven.
W tej chwili w budynku nie było nikogo poza Nikodemusem i gargulicą. Światło zapewniały promienie księżyca wpadające przez papierowe osłony okien i znacznie jaśniejsze ogniste akapity unoszące się nad Nikodemusem.
Podszedł bliżej gargulicy.
– Ustawiamy te księgi już tak długo, że robisz to coraz wolniej. Trzeba by tylko przepisać twoją prozę energetyczną. A do tego wcale nie muszę cię dotykać. Pozostali praktykanci już przeredagowali swoje konstrukty i dlatego dawno skończyli pracę.
– Pozostali praktykanci nie są kakografami – odpowiedział czar, ustawiając kolejną księgę. – Czy kakografowie muszą zawsze zostawać tak późno do pracy w Stertach?
Próbując nie okazać niezadowolenia, Nikodemus odłożył swoje księgi z powrotem na stół.
– Zazwyczaj wcale nie musimy odnawiać naszych gargulców. Przez tę cholerną konwokację magowie wyciągają wszystkie manuskrypty, jakie przychodzą im do głowy, żeby zrobić jak największe wrażenie na swoich gościach.
– To dlatego mamy dzisiaj cztery razy więcej pracy niż zwykle. – Gargulica skrzywiła się, patrząc na stos ksiąg czekających na odłożenie.
Nikodemus posłał konstruktowi swoje najbardziej żałosne spojrzenie.
– Jest gorzej, niż myślisz. Muszę jeszcze powtórzyć tekst z anatomii i odrobić przed porannymi zajęciami dwa ćwiczenia z ortografii.
– Oczekujesz współczucia od konstruktu pierwszego rzędu? – Gargulica się roześmiała. – Ha! Może i jesteś kakografem, ale przynajmniej możesz swobodnie myśleć.
Nikodemus zamknął oczy i poczuł, że pieką go z braku snu. Było już pół godziny po północy, a musiał wstać o świcie.
Popatrzył na gargulicę.
– Jeśli pozwolisz mi dzisiaj odnowić swoją energetyczną prozę, jutro znajdę ci zwój modyfikacji. Będziesz mogła zmienić się, jak zechcesz: skrzydła, szpony, cokolwiek.
Konstrukt tekstowy zaczął schodzić z regału z powrotem w stronę stołu.
– Cudownie. Skrzydła od kakografa. Ile jest wart zwój napisany przez upośledzonego...
– Nie, ty kupo tekstowych truizmów! – warknął Nikodemus. – Nie powiedziałem „napiszę”. Powiedziałem „znajdę”, czyli „ukradnę”.
– Ho, ho, chłopak ma jednak w sobie trochę ikry – zachichotała gargulica. Zatrzymała się i obejrzała na niego. – Komu ukradniesz ten zwój?
Nikodemus odgarnął z twarzy pasmo czarnych włosów. Przekupywanie konstruktów było w Starhaven zabronione, ale nagminne. Nie podobało mu się to, ale jeszcze bardziej nie odpowiadała mu myśl o kolejnej bezsennej nocy.
– Jestem praktykantem magistra Shannona – odpowiedział.
– Magister Agwu Shannon, sławny lingwista? – zapytała gargulica z podnieceniem w głosie. – Ekspert od inteligencji tekstowej?
– Ten sam.
Na twarzy gargulicy powoli rozlał się kamienny uśmiech.
– W takim razie to ty jesteś chłopcem, który nie wypełnił przepowiedni? Tym, którego uznano za Zimorodka, ale okazał się upośledzony?
– Dogadamy się czy nie? – ostro odpowiedział Nikodemus, zaciskając dłonie w pięści.
– Czy pogłoski o Shannonie są prawdziwe? – Gargulica zeszła na stół, wciąż się uśmiechając.
– Nie mam pojęcia, nie słucham plotek – burknął Nikodemus. – A jeśli powiesz choć jedno słowo przeciwko magistrowi, to, na niebiosa, rozwalę ci zdania na kawałki.
– Jakże duża lojalność praktykanta, biorąc pod uwagę, że chcesz dla mnie ukraść jeden ze zwojów Shannona. – Gargulica zachichotała złośliwie.
Nikodemus zacisnął szczęki i przypomniał sobie, że na którymś etapie niemal wszyscy praktykanci przekupywali konstrukty pracami swoich opiekunów.
– Czego chcesz, gargulico?
Odpowiedziała mu natychmiast:
– Dodatkowych dwóch kamieni wagi, żeby gargulce wagi średniej nie mogły mnie spychać z grzędy do spania. I poznania czwartorzędowego.
Nikodemus oparł się pokusie przewrócenia oczami.
– Nie bądź głupia, nawet większość ludzi nie jest w stanie osiągnąć poznania czwartorzędowego.
Gargulica zmarszczyła brwi i przyczepiła sobie księgę do ogona.
– W takim razie trzeciorzędowe.
Nikodemus potrząsnął głową.
– Przy twoim tekście wykonawczym nie osiągniemy nic ponad poznanie drugorzędowe.
– Trzeciorzędowe. – Skrzyżowała ramiona.
– Równie dobrze mogłabyś się targować o biały księżyc. Żądasz czegoś, czego nie mogę dać.
– A ty chcesz, bym zgodziła się na redagowanie przez kakografa. Czy kakografowie nie są czasem niezdolni do skupienia się na dość długo, by zakończyć czar?
– Nie – odpowiedział szorstko. – Niektórzy z nas mają ten problem, ale ja nie. Jedyne, co definiuje kakografa, to tendencja do wprowadzania błędów w złożonym tekście, którego dotyka. A wcale nie muszę cię dotykać.
– Ale żądasz ode mnie świadomego naruszenia zasad bibliotecznych. – Kamienna małpa złożyła ramiona.
Tym razem to Nikodemus przewrócił oczami.
– Nie możesz naruszyć zasad bibliotecznych, gargulico, masz tylko świadomość pierwszego rzędu. Zasady zabraniają ci tylko zezwolenia, mi żebym cię dotknął. A wszystko, co muszę zrobić, to dodać do twojego ciała trochę energetycznego języka. Mogę to zrobić, nie dotykając cię. Robiłem już coś takiego i tamten gargulec nie stracił nawet jednej runy.
Czar nachylił się i uważnie obejrzał jego twarz pustymi, kamiennymi oczami.
– Dodatkowe dwa kamienie wagi i poznanie drugorzędowe.
– Umowa stoi – burknął Nikodemus. – A teraz się odwróć.
Ogon gargulicy wciąż był połączony z dużą księgą czarów, jednak zamiast ją odpinać, konstrukt wszedł na księgę i odwrócił się, prezentując plecy.
Czarne szaty praktykanta, które nosił Nikodemus, miały szpary u góry rękawów, blisko ramion. Młodzieniec wysunął teraz ręce przez szczeliny i spojrzał na swój prawy łokieć.
Magiczne runy tworzy się nie za pomocą pióra i papieru, lecz mięśni. Jak wszyscy czarodzieje, Nikodemus urodził się z umiejętnością przetwarzania swojej siły fizycznej w runy czystej energii magicznej.
Napinając biceps, uformował w ramieniu kilka magicznych run. Widział, jak srebrzysty język prześwieca przez skórę i ścięgna. Ponownie napinając biceps, połączył litery w zdanie, któremu pozwolił wypłynąć na przedramię.
Prosty czar rzucony w powietrze ruchem nadgarstka wykręcił się niczym smużka lśniącego dymu. Nikodemus wyprostował rękę i rzucił zdanie na kark małpy.
Czar zawierał polecenie rozmontowania, więc w miejscu, gdzie dotknął konstruktu, gargulica zaczęła lśnić srebrzystym blaskiem. Nikodemus napisał w lewym ramieniu drugie zdanie i rzucił je obok pierwszego. Do ogona gargulicy przemknął snop światła i jej plecy rozchyliły się na boki jak na zawiasach.
Przed kakografem rozjarzyło się kłębowisko świetlistej prozy.
Różne języki magiczne miały różne właściwości, a ta gargulica została stworzona za pomocą dwóch: magnusa – odpornego, srebrzystego języka mającego wpływ na świat fizyczny i numenosa – eleganckiego, złotego języka wpływającego na światło oraz inne teksty magiczne. Gargulica myślała dzięki ustępom numenosa, a poruszała się za sprawą magnusa.
Zadanie Nikodemusa polegało na dodaniu bardziej energetycznych zdań magnusa. Na szczęście struktura tych zdań energetyzujących była na tyle prosta, że nawet kakograf mógł je skomponować bezbłędnie.
Uważając, by nie dotknąć gargulicy, Nikodemus zaczął na nią rzucać formowane w bicepsie runy. Wkrótce magnusowe zdania pojawiły się w formie gęstego, srebrzystego światła przepływającego z jego ramion do konstruktu.
Choć Nikodemus miał olbrzymie problemy z ortografią, potrafił pisać szybciej niż wielu największych magów, zdecydował się więc dodać gargulicy więcej energetycznego tekstu – konstrukt mógł się nie zgodzić na kolejną redakcję.
Młodzieniec zbliżył ręce do siebie, napinając wszystkie mięśnie ramion, od drobnych mięśni glistowatych między kośćmi palców, aż do mięśnia naramiennego. W kilka chwil utworzył oślepiający strumień czarów płynących do pleców gargulicy.
Disciple_1
Składając ostatnie zamówienie w Selkarze, zabrakło mi kilkunastu złotych do darmowej wysyłki, więc nie pozostało mi nic innego jak "dopchać" koszyk jeszcze jedną książką. Jaką? Padło na Czaropis, o którym gdzieś tam, coś tam przeczytałem/usłyszałem, ale generalnie nie miałem większego pojęcia z czym to się je.
Kupowałem już w ten sposób kilka książek i z reguły były dobre lub bardzo dobre, ale rzadko, która wybijała się ponad schematy. A tu proszę, Czaropis! Sam tytuł książki brzmi ciekawie, prawda? A jeśli powiem wam, że tylko jedna pozycja z mojego zbioru jest do niej podobna "światem i treścią", więc aż tchnie oryginalnością, nie wspominając już o świetnej fabule i wyrazistych bohaterach ? Idealny prezent na święta.
Recenzja
Bohaterem książki jest młodzian mniej więcej w naszym wieku o wdzięcznym imieniu Nikodemus. Ów młody człowiek studiuje w szacownej akademii sztuk magicznych w Starhaven, niestety jego niezwykły talent powoduje same kłopoty - Niko niszczy zaklęcia samym dotykiem, ponieważ jest kakografem... Uniemożliwia mu to osiągnięcie biegłości w sztuce czaropisania.
Jego stosunkowo spokojne życie ulega zmianie, kiedy w akademii zbiera się konwent magów z całego świata. Wbrew swojej woli zostaje wplątany w rozgrywki potężnych sił, których zawiłe intrygi burzą spokój w Starhaven. Kiedy zostaje zamordowany jeden z dziekanów akademii, podejrzenia padają na Shannona, mentora i nauczyciela Nikodemusa. Nikt jednak nie podejrzewa, że w pobliżu grasuje potężna starożytna istota...
Mapka świata :
Drugi tom ma się ukazać na początku 2011 roku. Na uwagę też zasługuje powstanie nowego cyklu "Nowa Seria Fantastyki" link do strony znajduje się z prawej w "polecanych".
Dodatkowe informacje
O autorze :
Blake Charlton ukończył Uniwersytet Yale. Pracował jako nauczyciel angielskiego, nauczyciel dla upośledzonych i trener futbolu. Obecnie Blake jest studentem trzeciego roku medycyny w Stanford Medical school, a także prowadzi kursy kreatywnego pisania. Czaropis to jego debiut literacki.
Tytuł: Czaropis (Spellwright)
Tom: 1
Autor: Blake Charlton
Tłumaczenie: Marek Pawelec
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: 21 września 2010
Liczba stron: 608
Oprawa: miękka
Wymiary: 125 x 195 mm
Seria: Seria Nowej Fantasytki
Tom: 1
Autor: Blake Charlton
Tłumaczenie: Marek Pawelec
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: 21 września 2010
Liczba stron: 608
Oprawa: miękka
Wymiary: 125 x 195 mm
Seria: Seria Nowej Fantasytki
Fragmenty
W wieku dwudziestu pięciu lat Nikodemus Weal był dość młody jak na
czarodzieja, ale już trochę stary jak na praktykanta. Miał sto
osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu i nigdy się nie garbił, a jego
długie kruczoczarne włosy i oliwkowa cera mocno podkreślały zieleń oczu.
Tekst, do którego mówił, był zwykłą gargulicą biblioteczną – konstruktem, ożywioną istotą skomponowaną w języku magii. I jak na konstrukt Starhaven, czarem bardzo prostym.
Bardziej zaawansowane gargulice były kombinacjami różnych zwierząt: na przykład głowa węża na ciele świni z kończynami wyposażonymi w szpony i macki albo kły i pióra.
Jednak ta siedząca na stole przed Nikodemusem przybrała kształty tylko jednego zwierzęcia – dorosłego makaka. Jej szczupły kamienny tors i kończyny pokryto stylizowanymi reliefami przedstawiającymi futro, w nagiej twarzy z obwisłymi policzkami tkwiły oczy o znużonym spojrzeniu.
Autor wyposażył ją w tylko jedną dodatkową cechę – krótki ogon, z
którego sterczały trzy haczykowate akapity srebrzystej prozy. Gdy
Nikodemus się jej przyglądał, podniosła trzy księgi i powiesiła je za
klamry na akapitach ogona.Tekst, do którego mówił, był zwykłą gargulicą biblioteczną – konstruktem, ożywioną istotą skomponowaną w języku magii. I jak na konstrukt Starhaven, czarem bardzo prostym.
Bardziej zaawansowane gargulice były kombinacjami różnych zwierząt: na przykład głowa węża na ciele świni z kończynami wyposażonymi w szpony i macki albo kły i pióra.
Jednak ta siedząca na stole przed Nikodemusem przybrała kształty tylko jednego zwierzęcia – dorosłego makaka. Jej szczupły kamienny tors i kończyny pokryto stylizowanymi reliefami przedstawiającymi futro, w nagiej twarzy z obwisłymi policzkami tkwiły oczy o znużonym spojrzeniu.
– Przeredagujesz mnie? W życiu – odpowiedziała i powoli wspięła się na regał. – Zresztą, zostałam napisana tak, że nie mogę zasnąć aż do świtu.
– Ale mogłabyś się zająć czymś ciekawszym niż ustawianie przez całą noc ksiąg na półkach – zripostował Nikodemus, wygładzając czarne szaty praktykanta.
– Mogłabym – rzuciła, przemieszczając się wzdłuż jednej z półek.
W zgięciu lewej ręki Nikodemus trzymał duży kodeks.
– I pozwalałaś już praktykantom się redagować.
– Rzadko – burknęła, wspinając się dwie półki do góry. – I z pewnością nigdy kakografowi. – Ściągnęła księgę z ogona i wsunęła ją na półkę.
– Jesteś kakografem, prawda? Samym dotykiem wprowadzasz błędy do magicznych tekstów? – Obejrzała się na niego zwężonymi kamiennymi oczami.
Choć Nikodemus przewidział to pytanie, i tak poczuł się, jakby go kopnięto w brzuch.
– Owszem – przyznał bezbarwnym głosem.
– W takim razie to wbrew zasadom bibliotecznym. – Gargulica wspięła się na kolejną półkę. – Konstrukty nie mogą pozwalać, by dotykali ich kakografowie. Zresztą magowie mogą cię wyrzucić za przeredagowanie mnie.
Nikodemus wolno wypuścił powietrze.
Po obu stronach ciągnęły się rzędy regałów na księgi i stojaków na zwoje. Znajdowali się na dziesiątym, ostatnim piętrze biblioteki nazywanej Stertami – kwadratowego budynku mieszczącego wiele manuskryptów Starhaven.
W tej chwili w budynku nie było nikogo poza Nikodemusem i gargulicą. Światło zapewniały promienie księżyca wpadające przez papierowe osłony okien i znacznie jaśniejsze ogniste akapity unoszące się nad Nikodemusem.
Podszedł bliżej gargulicy.
– Ustawiamy te księgi już tak długo, że robisz to coraz wolniej. Trzeba by tylko przepisać twoją prozę energetyczną. A do tego wcale nie muszę cię dotykać. Pozostali praktykanci już przeredagowali swoje konstrukty i dlatego dawno skończyli pracę.
– Pozostali praktykanci nie są kakografami – odpowiedział czar, ustawiając kolejną księgę. – Czy kakografowie muszą zawsze zostawać tak późno do pracy w Stertach?
Próbując nie okazać niezadowolenia, Nikodemus odłożył swoje księgi z powrotem na stół.
– Zazwyczaj wcale nie musimy odnawiać naszych gargulców. Przez tę cholerną konwokację magowie wyciągają wszystkie manuskrypty, jakie przychodzą im do głowy, żeby zrobić jak największe wrażenie na swoich gościach.
– To dlatego mamy dzisiaj cztery razy więcej pracy niż zwykle. – Gargulica skrzywiła się, patrząc na stos ksiąg czekających na odłożenie.
Nikodemus posłał konstruktowi swoje najbardziej żałosne spojrzenie.
– Jest gorzej, niż myślisz. Muszę jeszcze powtórzyć tekst z anatomii i odrobić przed porannymi zajęciami dwa ćwiczenia z ortografii.
– Oczekujesz współczucia od konstruktu pierwszego rzędu? – Gargulica się roześmiała. – Ha! Może i jesteś kakografem, ale przynajmniej możesz swobodnie myśleć.
Nikodemus zamknął oczy i poczuł, że pieką go z braku snu. Było już pół godziny po północy, a musiał wstać o świcie.
Popatrzył na gargulicę.
– Jeśli pozwolisz mi dzisiaj odnowić swoją energetyczną prozę, jutro znajdę ci zwój modyfikacji. Będziesz mogła zmienić się, jak zechcesz: skrzydła, szpony, cokolwiek.
Konstrukt tekstowy zaczął schodzić z regału z powrotem w stronę stołu.
– Cudownie. Skrzydła od kakografa. Ile jest wart zwój napisany przez upośledzonego...
– Nie, ty kupo tekstowych truizmów! – warknął Nikodemus. – Nie powiedziałem „napiszę”. Powiedziałem „znajdę”, czyli „ukradnę”.
– Ho, ho, chłopak ma jednak w sobie trochę ikry – zachichotała gargulica. Zatrzymała się i obejrzała na niego. – Komu ukradniesz ten zwój?
Nikodemus odgarnął z twarzy pasmo czarnych włosów. Przekupywanie konstruktów było w Starhaven zabronione, ale nagminne. Nie podobało mu się to, ale jeszcze bardziej nie odpowiadała mu myśl o kolejnej bezsennej nocy.
– Jestem praktykantem magistra Shannona – odpowiedział.
– Magister Agwu Shannon, sławny lingwista? – zapytała gargulica z podnieceniem w głosie. – Ekspert od inteligencji tekstowej?
– Ten sam.
Na twarzy gargulicy powoli rozlał się kamienny uśmiech.
– W takim razie to ty jesteś chłopcem, który nie wypełnił przepowiedni? Tym, którego uznano za Zimorodka, ale okazał się upośledzony?
– Dogadamy się czy nie? – ostro odpowiedział Nikodemus, zaciskając dłonie w pięści.
– Czy pogłoski o Shannonie są prawdziwe? – Gargulica zeszła na stół, wciąż się uśmiechając.
– Nie mam pojęcia, nie słucham plotek – burknął Nikodemus. – A jeśli powiesz choć jedno słowo przeciwko magistrowi, to, na niebiosa, rozwalę ci zdania na kawałki.
– Jakże duża lojalność praktykanta, biorąc pod uwagę, że chcesz dla mnie ukraść jeden ze zwojów Shannona. – Gargulica zachichotała złośliwie.
Nikodemus zacisnął szczęki i przypomniał sobie, że na którymś etapie niemal wszyscy praktykanci przekupywali konstrukty pracami swoich opiekunów.
– Czego chcesz, gargulico?
Odpowiedziała mu natychmiast:
– Dodatkowych dwóch kamieni wagi, żeby gargulce wagi średniej nie mogły mnie spychać z grzędy do spania. I poznania czwartorzędowego.
Nikodemus oparł się pokusie przewrócenia oczami.
– Nie bądź głupia, nawet większość ludzi nie jest w stanie osiągnąć poznania czwartorzędowego.
Gargulica zmarszczyła brwi i przyczepiła sobie księgę do ogona.
– W takim razie trzeciorzędowe.
Nikodemus potrząsnął głową.
– Przy twoim tekście wykonawczym nie osiągniemy nic ponad poznanie drugorzędowe.
– Trzeciorzędowe. – Skrzyżowała ramiona.
– Równie dobrze mogłabyś się targować o biały księżyc. Żądasz czegoś, czego nie mogę dać.
– A ty chcesz, bym zgodziła się na redagowanie przez kakografa. Czy kakografowie nie są czasem niezdolni do skupienia się na dość długo, by zakończyć czar?
– Nie – odpowiedział szorstko. – Niektórzy z nas mają ten problem, ale ja nie. Jedyne, co definiuje kakografa, to tendencja do wprowadzania błędów w złożonym tekście, którego dotyka. A wcale nie muszę cię dotykać.
– Ale żądasz ode mnie świadomego naruszenia zasad bibliotecznych. – Kamienna małpa złożyła ramiona.
Tym razem to Nikodemus przewrócił oczami.
– Nie możesz naruszyć zasad bibliotecznych, gargulico, masz tylko świadomość pierwszego rzędu. Zasady zabraniają ci tylko zezwolenia, mi żebym cię dotknął. A wszystko, co muszę zrobić, to dodać do twojego ciała trochę energetycznego języka. Mogę to zrobić, nie dotykając cię. Robiłem już coś takiego i tamten gargulec nie stracił nawet jednej runy.
Czar nachylił się i uważnie obejrzał jego twarz pustymi, kamiennymi oczami.
– Dodatkowe dwa kamienie wagi i poznanie drugorzędowe.
– Umowa stoi – burknął Nikodemus. – A teraz się odwróć.
Ogon gargulicy wciąż był połączony z dużą księgą czarów, jednak zamiast ją odpinać, konstrukt wszedł na księgę i odwrócił się, prezentując plecy.
Czarne szaty praktykanta, które nosił Nikodemus, miały szpary u góry rękawów, blisko ramion. Młodzieniec wysunął teraz ręce przez szczeliny i spojrzał na swój prawy łokieć.
Magiczne runy tworzy się nie za pomocą pióra i papieru, lecz mięśni. Jak wszyscy czarodzieje, Nikodemus urodził się z umiejętnością przetwarzania swojej siły fizycznej w runy czystej energii magicznej.
Napinając biceps, uformował w ramieniu kilka magicznych run. Widział, jak srebrzysty język prześwieca przez skórę i ścięgna. Ponownie napinając biceps, połączył litery w zdanie, któremu pozwolił wypłynąć na przedramię.
Prosty czar rzucony w powietrze ruchem nadgarstka wykręcił się niczym smużka lśniącego dymu. Nikodemus wyprostował rękę i rzucił zdanie na kark małpy.
Czar zawierał polecenie rozmontowania, więc w miejscu, gdzie dotknął konstruktu, gargulica zaczęła lśnić srebrzystym blaskiem. Nikodemus napisał w lewym ramieniu drugie zdanie i rzucił je obok pierwszego. Do ogona gargulicy przemknął snop światła i jej plecy rozchyliły się na boki jak na zawiasach.
Przed kakografem rozjarzyło się kłębowisko świetlistej prozy.
Różne języki magiczne miały różne właściwości, a ta gargulica została stworzona za pomocą dwóch: magnusa – odpornego, srebrzystego języka mającego wpływ na świat fizyczny i numenosa – eleganckiego, złotego języka wpływającego na światło oraz inne teksty magiczne. Gargulica myślała dzięki ustępom numenosa, a poruszała się za sprawą magnusa.
Zadanie Nikodemusa polegało na dodaniu bardziej energetycznych zdań magnusa. Na szczęście struktura tych zdań energetyzujących była na tyle prosta, że nawet kakograf mógł je skomponować bezbłędnie.
Uważając, by nie dotknąć gargulicy, Nikodemus zaczął na nią rzucać formowane w bicepsie runy. Wkrótce magnusowe zdania pojawiły się w formie gęstego, srebrzystego światła przepływającego z jego ramion do konstruktu.
Choć Nikodemus miał olbrzymie problemy z ortografią, potrafił pisać szybciej niż wielu największych magów, zdecydował się więc dodać gargulicy więcej energetycznego tekstu – konstrukt mógł się nie zgodzić na kolejną redakcję.
Młodzieniec zbliżył ręce do siebie, napinając wszystkie mięśnie ramion, od drobnych mięśni glistowatych między kośćmi palców, aż do mięśnia naramiennego. W kilka chwil utworzył oślepiający strumień czarów płynących do pleców gargulicy.
Disciple_1
Subskrybuj:
Posty (Atom)