Wstępniak
Nie ma wielu książek które są osadzone w świecie chińskich i japońskich mitologii... a tym bardziej rzadko kiedy udaje się taka próba debiutantce...a jednak mili Państwo! Alison Goodman udowodniła, że można stworzyć powieść fantasy na bazie chińskich i japońskich mitów i zrobić to w takim stylu ! ( książka została obsypana wręcz nagrodami, m.in: Aurealis Award, James Tiptree Jr. Award i CBCA Awards).
Recenzja
Ceremonia wyboru na ucznia Lorda Smocze Oko zawsze budziła niesamowite emocje. Dwunastu chłopców mających specjalnie zdolności ( widzą jednego ze smoków który był ascendentem, czyli odpowiadał zodiakalnemu znakowi Szczura w roku ich narodzin ) Stają przed jego obliczem, a ten którego bestia obdarzy łaską, zdobędzie wpływy, moc i bogactwo. Jednak czymś o czym prawie nikt nie wie... jest fakt, że jedną z uczestniczek jest dziewczyna... Eona... a raczej Eon bo takie imię przybrała i posiada ona niezwykłą moc widzenia wszystkich smoków jednocześnie. Eona jest znacznie słabsza od swych rywali... i dlatego Szczurzy Smok nie wybiera jej, lecz innego chłopca... Jednak to nie koniec dramaturgi... Na arenie pojawia się od zaginiony wieków Lustrzany Smok, symbol samej władzy cesarskiej, najpotężniejszy ze wszystkich.... i ku zdziwieniu wszystkich wybiera Eonę... zawierając z nią tajemniczy pakt.
Nie będę opisywał dalszych losów Eony, aby nie psuć wam zabawy. Jednak warto wspomnieć, że smoki które stworzyła Goodman to nie typowe krwiożercze bestie, a istoty potężne i dumne, pełne gracji i doniosłości. Autorce udaje się stworzyć świat fantasy który pachnie świeżością, wszystko ma sens i układa się w logiczną całość, a specyficzna kobieca narracja Goodman dodaje Eonie uroku.
Dodatkowe informacje
O autorze :
http://en.wikipedia.org/wiki/Alison_Goodman
Tytuł: Eon. Powrót Lustrzanego Smoka (Eon: The Two Pearls of Wisdom)
Autor: Alison Goodman
Tłumaczenie: Dariusz Kopociński
Wydawca: TELBIT
Miejsce wydania: Warszawa
Data wydania: 24 lutego 2010
Liczba stron: 576
Oprawa: miękka
Wymiary: 144 x 208 mm
Cena: 39,90 zł
Fragmenty
Zrobiłam krok w bok i zakręciłam przed sobą mieczami, przygotowując się
na drugą sekwencję Koźlego Smoka. A tymczasem Ranne ruszył na mnie z
kopyta z wysoko uniesionymi mieczami. To już nie był Koźli Smok.
Zapoczątkował trzecią sekwencję Końskiego Smoka. Sprężyłam się w sobie i
dosłownie w ostatniej chwili uniosłam miecze. Stal z miażdżącą siłą
uderzyła o stal i zepchnęła mnie na luźny piasek. Zwarliśmy się jelcami.
Wparłam się w piasek bokiem stopy, żeby się nie ślizgać. Jego twarz
znalazła się o włos od mojej, na skórze poczułam gorący, śmierdzący
oddech.
– To nie Kozioł… – wydyszałam. Moja tylna noga wciąż się osuwała.
– Pomyliłem się…
Szarpnął się w moją stronę, tak że cały jego ciężar spoczął na moich
jelcach, a dłonie i ramiona zadrżały mi z wysiłku. Serce biło mi głośno,
lecz jeszcze głośniej zachowywał się tłum na trybunach; zupełnie
zagłuszył słowa Ranne’a. Nie miałam sił pchać. Lada chwila ręce odmówią
mi posłuszeństwa i rąbnie mnie łokciem w twarz.
– Szczur pada na ziemię.
To nie był nawet głos, tylko wiedza ukryta gdzieś głęboko. Jakimś trafem
mięśnie, ścięgna i kości wiedziały, co trzeba uczynić. Upadłam do tyłu,
pociągając za sobą miecze; szarpnęłam nimi w bok, żeby uwolnić żelazo.
Kiedy grzmotnęłam o piasek, dostrzegłam wyraz zaskoczenia w jego szeroko
otwartych ustach, odzwierciedlający zapewne moje własne zdumienie.
Tłuszcza wyła z podniecenia: kulawy się odgryza!
– Wąż zwija się do ataku.
Obróciłam się i dźwignęłam na kolana. Ranne już oprzytomniał i nacierał z
furią. Jego miecze wirowały, blisko ze sobą skrzyżowane. Trzecia
sekwencja Psiego Smoka. A więc koniec udawania, że obowiązuje jakaś
kolejność. Zamierzał zasypać mnie serią druzgocących wypadów. Ciężko
wstałam z uniesionymi mieczami, czekając na pierwszy.
Moja zastawa była nieporadna: tępa strona miecza odskoczyła mi prawie do
samej twarzy. Drugą zastawę ułożyłam pod złym kątem i przy potężnym
ciosie omal nie wypuściłam rękojeści z drżącej dłoni. Tajemna wiedza
opuściła mnie równie nagle, jak przyszła. Z trudem chwytałam powietrze.
Trzeci atak zmusił mnie do zasłony z dłonią skręconą na rękojeści.
Pionowy cios – niczym uderzenie młota – przełamał mój osłabiony uchwyt.
Zwichnięty nadgarstek do niczego się już nie nadawał. Przez chwilę Ranne
był ciemną plamą w szarej mgle, powstałej z mojego bólu. Poczułam, jak
rusza sztychem i wytrąca mi miecz, który potoczył się po piasku. Wokół
areny przetoczyło się westchnięcie tłumów.
Cofnęłam się na chwiejnych nogach z nadgarstkiem przyciśniętym do
piersi. Przynajmniej ostała mi się prawa ręka. Ranne znów się zbliżał:
jeden miecz wysoko, drugi z rękojeścią do ataku w drugiej sekwencji
Tygrysiego Smoka. Czekała mnie seria szybkich razów z wykorzystaniem
ciężkiej głowicy w charakterze maczugi. Zmrużyłam oczy, próbując się
skupić mimo bólu. Jeden miecz, jedna zastawa. Zaatakuje z wysoka.
Uniosłam klingę, żeby osłonić głowę.
– Królik kopie.
Pradawna wiedza. Rozum starał się utrzymać mnie na nogach, ja już jednak
padałam na ziemię i zdrową nogą celowałam w jego kolana. I trafiłam
golenią. Poczułam, jak się składa wpół i ląduje na piasku. Przeszył mnie
morderczym spojrzeniem.
– Smok chłoszcze ogonem.
Nie!
Ranne wykonał piorunujący wypad i prawie przekłuł mi stopę. Cofnęłam
się, żeby mnie nie dosięgnął. Szurając mieczem, wzbiłam chmurę piachu.
– Smok chłoszcze ogonem.
Nie!
Moje biodro! Nie mogę…
Ranne podźwignął się na mieczu wbitym w ziemię. Pochylił głowę i ruszył
do ataku z szeroko rozstawionymi mieczami. Nawet nie używał znanych mi
układów. Po prostu walczył. Pozbierałam się i uklękłam, mając przed sobą
dwie możliwości: pogrzeb lub kalectwo.
Kaleką już byłam.
Nim zdążyłam unieść miecz, Ranne wymierzył cios w moją głowę. Gwałtownie
odskakując, poczułam powiew powietrza tuż przed tym, jak drżąca klinga
przeszła obok mojej twarzy. Straciłam równowagę. Nie było dokąd uciekać.
Dostrzegłam zamgloną dłoń. Błysnęło żelazo zbliżające się do mojej
głowy. Od potwornego wstrząsu pociemniało mi w oczach i wpadłam w czarną
otchłań.
Zakupy
http://www.skapiec.pl/site/cat/1016/comp/405852
Disciple_1
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz